Jest kilku młodych włoskich jednośladów, którzy zostają zauważeni. Edoardo „Dodò” Boggio, urodzony w Turynie w 2007 roku, stał się jednym z bohaterów „strasznych chłopców” w European Talent Cup mistrzostw JuniorGP. Z kilkoma przeszkodami w finale sezonu, który niewątpliwie pozostaje znakomity dla jednego z chłopców wspieranych przez projekt Talenti Azzurri FMI. Skąd pochodzi ten bardzo młody włoski pilot? Jak zaczęła się ta pasja do dwóch kółek? Poprosiliśmy ojca, Maurizio Boggio, aby przedstawił nam inny niż zwykle punkt widzenia: jak zaczyna się podróż aspirującego pilota, a co za tym idzie, jak jest zarządzana w rodzinie. Oto, co nam powiedział.
Za pilotem zawsze stoją rodzice, którzy cierpią.
[Risata] Oczywiście młody chłopak, który zaczyna biegać, to zobowiązanie, które obejmuje całą rodzinę, tym bardziej, gdy osiągniesz wiek Dodò.
Skąd się wzięła ta podróż?
To był wypadek. Nasza rodzina nie ma nic wspólnego ze światem motoryzacji, raczej ze światem wyścigów. Oczywiście lubiłem motocykle jako przedmiot i środek transportu, kiedy byłem młody, motorower w wieku 14 lat był symbolem statusu. Nadal go mam, chociaż nie miałem na to czasu, odkąd Dodò zaczął się ścigać. Dorastałem w czasach Valentino Rossiego i wielkich mistrzów, śledziłem wyścigi, ale o wyścigach nie wiedziałem absolutnie nic.
Jak więc zaczął się Dodò Boggio?
Jego brat, starszy o 17 miesięcy, słyszał nie wiadomo skąd o niektórych, którzy jeździli na tych minimotocyklach. Przypadkowo zobaczyłem też mojego znajomego na Facebooku, który zabrał swojego siostrzeńca na minitor rowerowy w pobliżu Turynu. Zadzwoniłem do niego, wyjaśnił mi o torze i dżentelmenie, który wypożyczył mini-rowery: więc zabrałem go, który miał 8 lat, i Dodò, aby z ciekawości przetestować na tym „Mugellino”. W końcu zaproponował mi zakup chińskiego motocykla za 100 euro. „Jeśli się zmęczą, odkupię je za 80”. Dlatego obaj jeździli na zmianę z tym mini rowerkiem, a potem spotkali inne dzieci, które często odwiedzały ten tor. Muszę powiedzieć, że od razu przypadł nam do gustu! Więc w soboty chodziliśmy na ten tor, stało się to nawykiem.
Jak im poszło?
Dodò natychmiast polubił to miejsce, gdy pojawiła się konkurencja, podczas gdy jego brat bardziej polubił to środowisko. Potem opowiedzieli mu o innych szybszych, piękniejszych torach… W Mediolanie, w Codogno. Nawet nie wiedziałem, gdzie to było! Powiedzieli, więc poszliśmy. Zamiast oglądać ich przed grami wideo lub zabierać ich na mecz piłki nożnej… Widziałem ich namiętnych, też mi się to podobało. Ale byli ojcowie, którzy byli dużo bardziej doświadczeni ode mnie, a ja w ogóle nie umiałem nic robić poza tankowaniem czy czyszczeniem motocykli. Tak to się zaczęło, dla zabawy. W następnym roku zawsze jeździliśmy po tych torach, dopóki chłopak, który miał zespół minibike’ów, nie zauważył Dodò: „Ma osiem lat, może zacząć grać w mistrzostwach Włoch, dlaczego nie spróbujesz?” Zrobiliśmy to tak dla żartu.
Gra, która staje się coraz ważniejsza.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, ale to już lata. Minimoto, Minigp, PreMoto3… Potem pojechaliśmy do Hiszpanii, w tym roku będzie startował w Rookies Cup, a wszystko to w ciągu siedmiu lat! W jednej chwili zostajesz katapultowany do tego świata, zawsze dla Dodò, który ma tę pasję i chce biegać. Pasja, która wzniosła się na coraz wyższy poziom. Dopóki jeździła na minibike’ach, wszystko było łatwiejsze: brałem samochód mojej żony, który był bardziej przestronny, nawet jeśli później skarżyła się na zapach benzyny… Byliśmy zorganizowani: jeździliśmy też do Jesolo, San Mauro a Mare , był to również sposób na spędzenie weekendu. Moja żona poszła na plażę ze swoją młodszą siostrą, ja zostałem na torze i obserwowałem ich z mini rowerami.
Wtedy zaczynają pojawiać się pierwsze wyniki.
Wykazał się pewnymi umiejętnościami. W swoim debiucie w mistrzostwach Włoch zajął 5. miejsce, rok później zdobył mistrzostwo Europy i Simoncelli Trophy, po czym zaczął jeździć na nieco większych motocyklach. Zacząłem oglądać, zabrałem Dodò na wyścigi, a tam prędkości wzrosły. Od razu porozmawiałem o tym z żoną i oboje zdecydowaliśmy się kontynuować tę drogę. Przyszła na pierwszy wyścig, zobaczyła, jak szybko mijają i postanowiła więcej nie przychodzić na wyścigi! Również dlatego, że jego młodsza siostra dorastała i nie było w porządku wiązać całej rodziny z rowerami Dodò. Nawet teraz ogląda wyścigi tylko wtedy, gdy zna już wynik.
Jak reagujesz na wypadki? Jak na przykład te Boggio w finale zeszłego sezonu…
Nie ładnie to wygląda, ale przynajmniej wiedziała już na przykład, że wszystko z nim w porządku, więc nie było problemu.
Czy był punkt zwrotny, kiedy Edoardo Boggio naprawdę zdecydował, że chce się ścigać?
To było coś w przygotowaniu. Powiedzmy, że w minibike’ach zaczynamy dostrzegać pewną postawę, która niekoniecznie pozostaje w zmianach kategorii. W takim razie jest to świat odwiedzany przez wiele małych dzieci ludzi, którzy już są jego częścią, czyli pilotów, mechaników… Znających środowisko. Trzeba też powiedzieć, że w motocyklach jest osobliwość: rodzice przekonani, że ich dzieci zostaną mistrzami świata. O tym już mówi się w mini rowerach, jest złudzenie. W tamtych wczesnych latach była jednak zabawa, był to sposób na alternatywne weekendy… To nie było wielkie zobowiązanie. Ale fajną rzeczą jest to, że sport, czymkolwiek jest, sprawia, że się rozwijasz, więc pomyślałem, że to było pozytywne.
Ale wyniki pomagają.
Pomagają ci, pozwalają ci iść do przodu w kategorii. A zaangażowanie ekonomiczne ze strony rodziny wyraźnie wzrasta. Mam też ochotę powiedzieć, że czasem szuka się wymówek: brak pieniędzy, niesprawny rower… Po części to prawda, ale nie zawsze. Musisz być zrównoważony. Oczywiście pojazd musi być konkurencyjny i jest to kosztowny sport, ale wyniki pomagają zbliżyć sponsorów lub sytuacje. Po fazie minibike zawsze lubił zmiany kategorii. Z pewnością pomogli w uzyskaniu wyników, więc poszliśmy do przodu. Kiedy był trochę starszy, miał około 12 lat, dali nam bilety na MotoGP, więc poszliśmy zobaczyć wyścigi.
Czy miałeś też jakiś pierwszy kontakt z „dorosłymi”?
Na tym padoku miał okazję porozmawiać z kilkoma jeźdźcami: w Mugello poznał Marca Marqueza, który jest także jego idolem. Zatrzymał się, zamienił z nim kilka słów, zwrócił uwagę na tego małego chłopca, który biegł. Spotkał się wtedy także z chłopakami ze Snipers, Arbolino i Fenati. Zaczynasz więc „dotykać” czym jest profesjonalizm, jak pracują w garażu, a także urok padoku. To prawdopodobnie tam ziarno zaczęło kiełkować. Teraz Dodò jest w światowej strukturze, takiej jak zespół Aspar, który uważam za prawie ostatnią prawdziwą akademię. Oprócz bycia częścią Talenti Azzurri, którzy dają nam ogromne wsparcie.
Jak zmieniła się Twoja rola jako rodzica?
Byłem tatą w biurze, zupełnie nie ze świata mechaniki. Czasami Dodò przychodził tam i mówił mi, że motocykl robi to czy tamto. Powiedziałem mu, żeby poszedł na przejażdżkę i naprawię go, w rzeczywistości wyczyściłem go tylko Chanteclairem, wsiadł z powrotem i motocykl był w porządku. Wzbudzał śmiech na padoku, inni ojcowie śmiali się ze mnie. Następnie przyjąłem drugorzędną rolę: nie mogę nawet wejść do garażu, ale to prawda. Teraz to tata jest opiekunem, tym, który i tak ma do czynienia z tysiącem biurokratycznych aspektów i kilkoma ważnymi wyborami, jak jedna drużyna zamiast drugiej: trzeba być ciekawym i dobrze poinformowanym, bo te wybory padają na chłopca ścieżka. Nie ma sensu, aby 10-letni jeźdźcy mieli menedżera! Absurd, prawie śmieszny. Wtedy musimy uważać na „sprzedawców dymu”, na rzeczy, które wydają się zbyt łatwe, a to już zależy od ojca, który jest w innym wieku.
Jak więc rodzina Boggio się zreorganizowała?
Przede wszystkim ofiara należy do małego chłopca, który nie prowadzi życia jak inni rówieśnicy. Jego brat wcześnie się poddał, Dodò nie: musiał więc łączyć szkołę z siłownią, treningami… Ale jest też rodzina: Dodò nie jest jedynakiem, jego brat lubi jeździć na nartach, a siostra ma przyjaciół, swoje zobowiązania. W końcu chodzę z nim na wyścigi, to jeszcze dzieciak. Ale nie tak, jak niektóre rodziny, które przyjechały kamperem na tor: pojechałem samochodem i zostałem w hotelu. Był to również sposób na rozłączenie się po zakończeniu dnia.
Krótko mówiąc, „podział zadań”.
Od razu zdecydowaliśmy z żoną: zabieram go na wyścigi, ale bez zmuszania całej rodziny, żeby bracia mogli mieć własne życie, swoje pasje, nie przywiązując się do motocykli brata. Nawet jeśli bez wątpienia są to jego pierwsi fani! Jednak jako rodzicowi utrzymanie równowagi jest trudne: nieuchronnie spędzam więcej czasu z Dodò, wtedy musisz to rekompensować. Albo nawet fakt, że trening czy dane mistrzostwa kosztują, mimo że może być pomoc ze strony sponsora. Nie można dawać wszystkiego jednemu, a innym nie: to jasne, że jako rodzic też popełniasz błędy, ale musisz starać się być ostrożny.
Nie jest to łatwe na przykład w razie wypadku.
Pamiętam na przykład jego upadek w 2021 roku w Jerez, kontuzję ścięgna i operację w Maladze. Byłem z nim tylko ja, więc zadzwoniłem do żony, żeby wszystko wyjaśnić. Najwyraźniej bardzo się martwiła, az Turynu nie było lotów. Przyszło mi więc do głowy, żeby ustawić furgonetkę tak, jakby to była karetka. Następnego dnia, kiedy go wypuścili, ustawiłem wszystko i zrobiłem to od Malagi do Turynu, aby sprowadzić go z powrotem, aby jak najszybciej pokazać jego matce, która po prostu się martwiła. Szaleństwo, ale może tylko szczypta, której potrzeba, aby te dzieciaki ścigały się na motocyklach. Ale gdybym miał zacząć wszystko od nowa, zrobiłbym to jeszcze raz, warto.
Na poziomie sportowym ważnym krokiem dla Edoardo Boggio był rok w Hiszpanii.
Podjął decyzję o kontynuacji kursu, panował tam odpowiedni klimat do treningów nawet zimą (w Turynie jest zimno i nie ma torów), a struktura, dla której ściga się, znajdowała się w Walencji. Tak więc w zeszłym roku, kiedy miał 14 lat, przeprowadził się, zapisał tam do szkoły i nauczył się hiszpańskiego…