Dakar zakończony, tak jak ojciec Antonio i wujek Lorenzo Lorenzelli w przeszłości. Eufrasio Anghileri ma we krwi silniki, ale nie jest zawodowym kierowcą, ponieważ pracuje jako doradca finansowy. Syn i wnuk sztuki w tych zawodach, był jednym z włoskich chłopców na starcie w edycji 2023. Trzeba powiedzieć, że uwarunkowany był przez techniczną awarię roweru, ale mimo to później wystartował i dojechał do mety. wyścig . Jak poszedł twój pierwszy Dakar i co ogólnie myślisz o tych zawodach? Mieliśmy okazję porozmawiać o tym z Anghileri w naszym wywiadzie.
Czym był dla ciebie Dakar?
Dla mnie to było marzenie, aby tam być: mój tata i mój wujek to zrobili, w rzeczywistości mój wujek jako pierwszy dał mi motocykl, kiedy miałem siedem lat. Ta pasja do motocykli towarzyszyła mi praktycznie od zawsze. W telewizji każdej zimy, odkąd pamiętam, zawsze oglądałem Dakar i zastanawiałem się, czy kiedyś będę mógł tam pojechać. Kiedy wyszedłem na scenę pierwszego dnia prologu, było bardzo emocjonalnie, naprawdę tam byłem!
Potem zaczyna się rywalizacja, jak poszło?
Nie miałem aspiracji rankingowych, ale miałem pecha. Fizycznie czułem się dobrze, ale miałem pewne problemy techniczne z motocyklem. Dojechałem do mety, ale musiałem zmienić silnik i jestem na dole tabeli z wieloma karami. Celem było jednak bezpieczne dotarcie do mety, z czego jestem zachwycony. W rzeczywistości wielu wypadło gorzej niż ja. Szkoda problemów technicznych, ale mogą być.
To w końcowej fazie, czy coś jeszcze wydarzyło się wcześniej?
Trzeciego dnia miałem problem, ale to też mogła być moja wina. Łańcuszek odpadł, a koronka się przekrzywiła, naprawa zajęła mi 2-3 godziny. Dodając do tego, że lało, nie było łatwo. Gdyby mi się nie udało, wyjechałbym już trzeciego dnia… Było wiele drobiazgów, które odebrały mi trochę pewności siebie, ale teraz radość z przyjazdu bierze górę.
Czy był jakiś szczególny moment, kiedy powiedziałeś sobie, że naprawdę chcesz tam pojechać, czy też zawsze miałeś taką myśl?
Zawsze myślałem, że przynajmniej raz spróbuję. Ścigam się od 14 roku życia, ścigam się amatorsko, ponieważ łącząc najpierw naukę, a potem pracę, trudno, wręcz niemożliwe, robić to w pełnym wymiarze godzin. Kiedy Dakar przeniósł się z Ameryki Południowej, powiedziałem sobie, że chcę spróbować. Nie inspirował mnie, gdy był w Ameryce Południowej, ale w końcu Dakar to dla mnie Paryż-Dakar, inaczej moim zdaniem nie powinien się tak nazywać. Potem zobaczyłem, że wielu krytykowało ten wyścig, więc nie chcę być kontrowersyjny, ale w Ameryce Południowej, mimo że była piękna, nie przypominała wyścigu, który widziałem w telewizji. Kiedy go przenieśli, zacząłem się temu przyglądać.
Jakie były kolejne kroki?
Ścigałem się w mistrzostwach Włoch Motorally i znałem Simone Agazzi, kierownika zespołu RS Moto. Miał na myśli projekt stworzenia Hondy na te wyścigi, z całą pomocą stojącą za nim. Poszedłem za nim, kiedy był gotowy, powiedziałem mu, że możemy spróbować. Jednak był rok 2019, a w 2020 wybuchła pandemia Covid, więc wszystko przełożyliśmy o rok. W 2021 roku wziąłem udział w pierwszym wyścigu pustynnym w Afryce, Rallye du Maroc, który również poszedł na tyle dobrze, że był to pierwszy wyścig międzynarodowy. Wyścig, który dał mi już dostęp do Dakaru, ale zdecydowałem się na to rok później, czyli w 2023 roku. Od 2022 roku zacząłem trenować.
Jak ta wiadomość została przyjęta w rodzinie?
Moja mama nie była do końca szczęśliwa… Ale wiedziała, że nie może mnie zmusić do pozostania w domu, nie może! Ogólnie choć całkiem nieźle, spodziewałem się gorszego. Również dlatego, że przyszli mnie odwiedzić, myślę, że byłam jedyną osobą z rodzicami i siostrą przez pierwsze 3-4 dni. Odkąd mój tata to zrobił, był to wyścig płynący z głębi serca, wręcz paradoksalnie, oni też byli szczęśliwi, widząc mnie w wyścigu. Piękne, nawet jeśli były pewne rzeczy, które wprawiły mnie w zakłopotanie.
Co na przykład?
Założyłem konto pod koniec wyścigu. W sumie było 4700 km asfaltu i 3800 km odcinków specjalnych. Wprawiło mnie to osobiście w lekkie zakłopotanie. Wszyscy ponosimy wiele wyrzeczeń, zarówno jeśli chodzi o pieniądze, jak i przygotowania, a na koniec targów zrobiłeś 8500 km, z czego 55% to jednak asfalt. Prawdopodobnie jest to coś, co muszą zrobić, aby utrzymać wysoki poziom bezpieczeństwa, ale atrakcyjność wyścigu, który tam był, nie jest już tak duża.
Planujesz to powtórzyć czy nie?
Zrobiłem to, bo chciałem i bardzo mi się to podobało, ale powiedziałbym, że nie, nie zrobiłbym tego drugi raz. Jeśli zmieni się format lub coś innego, to tak, jeśli pozostanie takim wyścigiem, ale nie. Jest jeszcze marka Dakar, ale moim zdaniem nie jest to już wyścig, o którym myślał Thierry Sabine. Pomysł, który miał, aby zrobić niemożliwy wyścig w Afryce, trochę zniknął. Stał się etapem Mistrzostw Świata, na pewno najtrudniejszym i najdłuższym, pięknym, ale…
Inny Dakar niż sobie wyobrażałeś.
Nie mówię, że jestem rozczarowany, ale pod wieloma względami był to wyścig poniżej oczekiwań.
Patrząc na stronę wyścigową, jak poszło?
Powtórzę to, co powiedziałem. Starałem się zrobić dużo zdjęć, by potem zrobić album, który będę mógł podarować bliskim i przyjaciołom. Jeśli spojrzymy na te z pierwszych 5-6 dni, wydaje się, że prawie w Lombardii, aw każdym razie jesteśmy blisko. Poza Al Ula zdjęcia są bardzo zielone, kamieniste, a nawet z deszczem. Bardzo nieoczekiwana rzecz. Pierwsze kilka dni było więc bardzo techniczne, ale osobiście było lepiej, biorąc pod uwagę, że praktycznie nigdy nie trenowałem na piasku. Poszło mi całkiem nieźle, najlepsze miejsce tygodnia to 53 miejsce w klasyfikacji generalnej, około 30 w Rally2. Powiedziałbym, że bardzo dobrze, nawet bez wysiłku.
Potem przychodzi piasek.
Na pewno było mi trudniej, 2-3 dni zajęło mi wymyślenie jak pokonać wydmy, nie byłem do tego przyzwyczajony. Potem pod koniec dobrze się bawiłem! Jednak trzeba powiedzieć, że wyjeżdżasz rano, pokonujesz 200-300 km, a potem 150 km wydm: powiedzmy, że jesteś już psychicznie wykończony, żeby je zrobić. Z pewnością zmęczenie psychiczne może cię wykończyć: na chwilę się rozpraszasz, a jeśli spadniesz z dużą prędkością, bardzo się zranisz.
Jak to się zdarzyło kilka razy, od pierwszych po Włochów.
Widziałem kilka naprawdę okropnych wypadków… To tylko chwila, zawsze trzeba być bardzo ostrożnym. Trzeba też powiedzieć, że mało śpisz, może nie jesz zbyt dobrze, jest zimno, zawsze jesteś mokry, a prysznice nie były gorące. To wszystko, w połączeniu z faktem, że spędzasz na rowerze około 10 godzin dziennie: trudno się skupić.
Czy był jakiś etap, który był dla ciebie szczególnie trudny?
Dla wielu, a może i dla mnie, najtrudniejszy był ostatni etap. Miał to być chodnik nad morzem, a zamiast tego wszyscy trochę narzekali, także ci, którzy walczyli o zwycięstwo. Po ulewnych deszczach z poprzednich dni było bardzo błotniście, miejscami wydawało się, że przepuszcza mydło. Do tego dodajemy start w odwrotnej kolejności: ja byłem już na ostatnich pozycjach, więc jeśli ruszasz w kierunku pierwszego to nie masz torów i musisz nawigować. Nie wiedziałem, gdzie iść! To było prawdopodobnie najtrudniejsze, ale wiedziałem, że muszę pozostać skupiony, a to już ostatni, więc koniec. Naciskałem więcej niż w inne dni i poszło dobrze, uzyskałem najlepszy wynik w klasyfikacji generalnej iw Rally2.
Żałujesz, że wcześniej nie cisnąłeś trochę mocniej?
Nie, absolutnie nie, także dlatego, że uważam, że tempo było odpowiednie. Zakończenie na 50., 60. czy 70. miejscu niewiele zmieniło, myślę, że w większości jest to ważne, po czołowej 30. Paolo Lucci musiał cisnąć od startu do mety, myślę, że nie, jeśli chodzi o innych Włochów. W końcu to ty musisz się dostosować, wiesz, jakie jest twoje 100% i dochodzisz do 50-60%. W końcu trenowałem przez rok, aby znaleźć rytm, który pozwoliłby mi trzymać się z daleka od limitu, nie męczyć i w tym roku znowu go znalazłem. Oczywiście jest to dla mnie zdecydowanie inne niż pozostałe, poza tym nigdy nie rozbiłem się w ciągu 14 dni, poza kilkoma wypadkami na piasku podczas postoju. Właśnie dlatego, że nie patrzyłem na innych, z pewnością nie mieliby mojego tempa. Również dlatego, że roadbook mówi ci zarówno o drodze, jak i niebezpieczeństwach: ryzykujesz, jeśli zaczniesz patrzeć, kto jest przed tobą, bez czytania notatek.
Czy kiedykolwiek przyjrzałeś się komuś bardziej doświadczonemu? Od kiedy byłeś debiutantem.
Gdy zaczynasz rano z przewagą minuty, czyli 30 sekund od środka tabeli, trudno więc kogoś nie spotkać. W pewnym momencie dnia albo złapiesz kogoś z przodu, albo ktoś z tyłu cię dogoni. Jeśli widzisz, że ktoś radzi sobie lepiej od ciebie, obserwujesz to, co robi i na pewno uczysz się obserwując. W wyścigach Włochów znacznie więcej, w tym Dakarze nawigacja była niewielka i prawie nikt się nie zgubił.
Jak było we włoskiej grupie?
Zdecydowanie miły, zwarty. Są takie elementy jak Cesare Zacchetti, które dają szczęście: zawsze uśmiechnięty, bardzo go lubiłem, bo dawał pozytywne nastawienie. Było mi przykro z powodu Tiziano Internò, który od razu został ranny, przez kilka dni było widać, że jest bardzo przygnębiony. W sumie znałem ich mniej i widziałem, że niektórzy byli bardziej zżyci, ale pod koniec poznaliśmy się lepiej i powstała naprawdę dobra grupa.
Jak wypadli pozostali Włosi? Czy ktoś Cię zaskoczył?
Wiedziałem, że Paolo Lucci jest silny, ale byłem naprawdę zaskoczony jego wynikiem! Pogratulowałem mu na koniec, miał naprawdę piękny wyścig. Ale także Octavio [Missoni]który był z moją pomocą, był dobry!
Jak poradziłeś sobie z tym deszczem?
Spodziewałem się może jednego, dwóch dni deszczu. Na szczęście zabrałem ze sobą parę wiatroszczelnych i wodoodpornych spodni, takich, jakie zakłada się na spodnie enduro, a także ładną małą wodoodporną kurtkę, którą zawsze nosiłem ze sobą. Jasne jest jednak, że kiedy mieliśmy odcinek specjalny, w którym padało od początku do końca, wszyscy byliśmy przemoczeni. Wziąłem ze sobą dwa razy więcej na takie ewentualności, ale w pewnym momencie…