Pewność teraz dla Dakaru, biorąc pod uwagę, że zakończył on ostatnie cztery edycje. Cesare Zacchetti, po swoim pechowym debiucie w 2016 roku, nie stracił ani chwili od przeprowadzki do Arabii Saudyjskiej. W rzeczywistości również w tym roku 53-letni Piemontczyk zabrał do domu długi i wymagający Rally Raid, jak zawsze w Malle Moto (obecnie Original By Motul). “Piękne doświadczenie, które zabierze Cię do środka” – podkreślił Zacchetti. Jak wypadła dla niego edycja 2023? Ale spójrzmy też w przeszłość i teraźniejszość: marzenia jeźdźca, codzienną pracę, pasję do połączonych podróży motocyklowych i nie tylko. Nasz wywiad.
Jesteś teraz jednym z weteranów Dakaru.
Nie jak Franco Picco, który jest teraz coraz bardziej legendą! W rzeczywistości powiedziałem mu, że jeśli zdecyduje się przestać, stanę się najstarszym z Włochów. Ale lepiej się pospieszę, bo już tak długo nie zniosę, mimo że jestem młodsza!
Wasz debiut miał miejsce w 2016 roku.
Tak, ale kiepsko poszło i myślałem, żeby z tego zrezygnować, bo miałem naprawdę pecha. Ale kiedy nie uda ci się czegoś zrobić, zostajesz z pragnieniem dokończenia tego, co zacząłeś. Zacząłem w Argentynie, potem zapadła decyzja o przeniesieniu się w te okolice bliżej nas, nawet wygodniej, jeśli chcemy, ponieważ nie ma przesadnej różnicy czasu i przyjeżdża się w 4-5 godzin. W czasie, gdy zbliżało się wielu mieszkańców Ameryki Południowej, kiedy wróciła tutaj, nastąpił prawie powrót pilotów z tego obszaru. Więc wróciłem i poszło dobrze, więc dlaczego nie wrócić ponownie w następnym roku? To miłe, cieszę się…
Po „okupie” nigdy nie przestałeś.
Teraz zrobiłem wszystkie wydania arabskie! Oprócz tego, że jest wspaniałym, zabawnym, sportowym i ludzkim przeżyciem, jest to także sposób na zachowanie formy przez cały rok. Kiedy masz cel, trenujesz, starasz się czuć dobrze, jesteś skoncentrowany: dopóki mogę, będę szedł dalej. Nawet jeśli niedługo skończę 54 lata… Bycie 20 młodszym oznaczałoby, że jesteś dużo sprawniejszy. Teraz muszę uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy, inaczej przy rekonwalescencji… Jestem trochę bardziej ostrożny.
Czym jest dla Ciebie Dakar?
To bardzo kozackie przeżycie! Od 15 dni jesteś w tej „pralce”, robisz to co lubisz w maksymalnym jej wyrazie. Nawet dla nas, amatorów, w tamtych czasach jesteś częścią tego cyrku i wystarczy pomyśleć o jeździe na motocyklu. W normalnym życiu muszę zrobić sobie coś do jedzenia, iść do pracy, zatankować… Rzeczy, których tam już nie ma. Jedyne, o czym musisz pomyśleć, to ustawienie roweru, a potem gotowe, do jazdy! Wyjdź i rób to, co lubisz. Chociaż muszę przyznać, że przeszkodą dla marzących o Dakarze są koszty, które zawsze są dość istotne. Następnie potrzebujesz doświadczenia, a więc startowałeś w kilku poprzednich wyścigach, musisz mieć motocykl, jest rejestracja i wszystko. Jednak trzeba też mieć czas i praca lub inne zobowiązania nie zawsze na to pozwalają. Ale moim zdaniem, jeśli masz pasję, jakoś możesz.
Pamiętajmy, że na co dzień wykonujesz zupełnie inną pracę.
Mam sklep odzieżowy. Był czas, kiedy praca szła trochę lepiej i miałem mało wolnego czasu, a teraz nie jest już tak dobrze. Być może dlatego, że ta zmiana społeczna ma miejsce w sposobie konsumowania wszystkiego oprócz Covid i wszystkiego. Dzięki temu mam więcej wolnego czasu i wykorzystałam go bardziej na sport. Następnie mieszkam w okolicy Turynu, w kierunku gór: pierwszą rzeczą, którą chcesz zrobić w tych miejscach, jest przejażdżka rowerem lub motocyklem. Piękny zdrowy i naturalny wymiar, chwile, którymi mogę się dzięki temu cieszyć.
Gdzie zaczyna się Twoja pasja do motocykli?
Jako chłopiec ścigałem się na motocyklach terenowych. Od 15 do 20 lat motocross był dla mnie najważniejszą rzeczą, byłem super pasjonatem i po prostu doprowadzałem mojego do szaleństwa. Mama była przerażona, ale doszliśmy do porozumienia: nigdy nie pojadę w trasę, będę jeździł tylko na motocrossie. Ponieważ jest to coś, co robisz w firmie, przyszedł czas, że jeden poszedł do szkoły, drugi zaczął pracować, więc grupa się rozwiązała. Więc przestałem, motocyklem jeździłem dopiero po czterdziestce.
Jak to się znowu zaczęło?
Miałem grupę znajomych, którzy jeździli na wycieczki na rowerach enduro: raz z nimi pojechałem, dobrze się bawiłem i znowu zacząłem jeździć na te przejażdżki. Potem zrobiliśmy wyścig, potem trochę dłuższy, potem trzydniowy… Przybyły też podróże: Podobał mi się aspekt łączenia podróży i roweru. Korzystając z tych zlotów na całym świecie, udałem się w miejsca, których inaczej nigdy bym nie zobaczył. Ale patrzyłem też na nie z innego punktu widzenia, z perspektywy polnych dróg. Na jeden z pierwszych zlotów pojechałem do Albanii, odkryliśmy piękny teren i spodobał mi się ten sposób podróżowania. Potem pojechałem do Grecji, Maroka, Tunezji, Libii… Zgodne z pracą, zorganizowaliśmy te wycieczki i zacząłem jeździć na te wyścigi, ciągle dodając nowe miejsca: Australia, RPA, Meksyk… Kiedy robisz wiele, ty zdobywać doświadczenie iw pewnym momencie powiedziałem sobie, że spróbuję zrobić Dakar.
Nagle, czy jest to myśl, która „wyrosła” z czasem? A jak to się stało, że zacząłeś biegać?
To pomysł, który przyszedł mi do głowy całkiem naturalnie. Jednak wydawało mi się to niewykonalne ze względu na koszty, ale wziąłem udział w tych wyścigach, które organizują w ciągu roku, aby się wypromować, zwanych Dakar Challenge. Nagroda dedykowana nieprofesjonalistom, którzy nigdy nie ukończyli wyścigu w pierwszej dziesiątce wyścigu na świecie, a więc prawdziwym amatorom. Kiedyś w Egipcie była taka nagroda do zgarnięcia, ale po trzech dniach miałem wypadek i tam mój bieg się zakończył. Poszedłem jednak z taką myślą: jak nie ma wielu subskrybentów, to może być ciekawie. Ten w Australii był kolejnym wyjazdem poświęconym temu: nigdy tam nie byłem, a do tego był wyścig z tą nagrodą do zdobycia. Poszedłem i zająłem drugie miejsce z niewielką przewagą, ale Amerykanin, który ostatecznie wygrał, nie mógł wziąć udziału. W październiku organizacja zadzwoniła do mnie, żeby mi powiedzieć, więc wręczyli mi nagrodę.
Wyścig z czasem, aby tam być!
Byli jeszcze w Ameryce Południowej, motocykl trzeba było sprowadzić do Le Havre na początku grudnia. Miesiąc na przygotowanie wszystkiego, ale mogłem jechać na Dakar! Poszedłem więc do wszystkich moich znajomych, aby poprosić o pomoc, o promocję… Potrzebowałem trochę budżetu, potem przyjaciel pożyczył mi motocykl i voilà, mogłem wyjechać! Oczywiście myślałem o tym, ale nie było to zaplanowane: moje podejście było takie, że tylko podróżuję, a potem zobaczymy, czy tak się stanie. Z biegiem czasu zdałem sobie sprawę, że nie jestem gotowy, ale ostatecznie nigdy nie jesteś gotowy: masz więcej doświadczenia, ale musisz poradzić sobie z czymś nowym, zawsze dzieją się różne rzeczy. Wtedy nawet nie wiedziałem, co mam robić, ale był to rozdział w podróży.
Przez lata ta jazda się zmieniała.
Było zainteresowanie, pojawiły się oficjalne domy i to ewoluowało. Niektórzy mówią, że stracił swój dawny urok, ale to nieprawda! Do polemików, którzy twierdzą, że to już nie jest Dakar, jakim był kiedyś: oczywiście, że nie, to było wtedy w Afryce i nie było fajki. Dziś jest prawie 5000 osób i tam się nie dało, organizacja nie mogła tyle rzeczy opracować, żeby zorganizować taką imprezę jak dzisiejsza. Nie ma sensu popadać w nostalgię. Gdyby zrobili to w Chinach lub Stanach Zjednoczonych, byłaby to kolejna wspaniała podróż do kraju, którego nie znasz. Wtedy Arabia była cudownym odkryciem z przyrodniczego punktu widzenia, ponieważ oferuje tak wiele różnych scenariuszy. Ale ogólnie rzecz biorąc, są fenomenalni, aby móc zorganizować wydarzenie tej rangi.
Nawet w Covid: wszyscy zamknęli się w domach i pojechaliśmy do Arabii. Lub w nieprzewidywalnych warunkach pogodowych, takich jak w tym roku, przy całej tej wodzie: mają plan B, plan C, środki, dostępność… Jednak wyścigi zwykle ewoluują. Kiedyś przecinali tory karawan, oczywiście musiało być ciężko, ale dzisiaj jest to ciężka jazda w inny sposób. Krytyka jest nie na miejscu. Jakby dzisiaj sukcesy Shiffrina były krytykowane, bo w latach 50. miałeś drabinę, drewniane narty… To inny okres, ale dotyczy to wszystkich sportów. Mówię tylko krytykom, że zapisy otwierają się w maju: mogą iść, zapisują się, biorą udział w wyścigu, a potem opowiadają swoją historię.
Zawsze jeździłeś na Dakarze w Malle Moto, dlaczego?
Dzisiaj prawie nie można się zarejestrować, jest wiele osób, które chcą wziąć udział. Może kiedy pierwszy raz poszedłem, nie było to tak pożądane. Kiedy tam pojechałem, powiedziałem, że nie mam na kim się oprzeć, więc przyjadę sam, a oni się zgodzili. Od tamtej pory zawsze zaliczam się do tej kategorii. Ale nie dlatego, że chciałem być fajny, po prostu nie mogłem inaczej. Asysta kosztuje bardzo dużo: trudno mi było już pomyśleć o wyjeździe, doliczeniu innych wydatków… Dodam, że dobrze się czuję w tym wymiarze, który chyba bardziej przypomina Dakar z początku, kiedy to była bardziej przygoda, podróż. Następnie znajdziesz ludzi z całego świata. Spędzamy ze sobą cały czas, dbamy o siebie, rodzą się naprawdę piękne przyjaźnie: razem się bawicie i cierpicie, przeżywacie sytuacje, które tak bardzo was zbliżają. Faceci, których nie widzę przez cały rok i kiedy znów spotykamy się w Dakarze, to tak, jakby minęło bardzo niewiele, znów jesteśmy w zgodzie.
Jak poszło w tym roku?
Dla mnie była to nieco inna edycja niż poprzednie. Zawsze ścigałem się sam, więc myślałem tylko o sobie, aw tym roku pojechałem z kolegą z drużyny. Miałem szczęście uczestniczyć z legendarnym Lucky Explorerem, a Ottavio był ze mną [Missoni], na swoim pierwszym Dakarze. Więc troszeczkę się nim zaopiekowałem: zrobiłem już inne, próbowałem mu trochę pomóc. Był bardzo dobry, doszedł do końca za pierwszym podejściem, ale co jakiś czas o tym myślałem, pytałem, gdzie jest przy zapasach… Radziłem mu, żeby przez pierwsze dni chodził wolno, póki on chciałem naciskać, ale w końcu wszystko poszło dobrze.
Czy jest jakiś odcinek, o którym chciałbyś nam opowiedzieć?
Pierwszego dnia spotkałem Tycjana [Internò] po chwili:…