To jego drugi Dakar, ale tym razem ukończył go z doskonałym wynikiem. Paolo Lucci, pochodzący z Castiglione Fiorentino, podobnie jak jego znakomity poprzednik Fabrizio Meoni, wyróżniał się jako najlepszy Włoch w tych prestiżowych, ale trudnych rozgrywkach. Stały rozwój toskańskiego jeźdźca, którego głównym celem jest ciągłe doskonalenie, niwelowanie wszelkich niedoskonałości. Ale jak minął twój Dakar? A jakie plany na ten rok? Mieliśmy okazję rozmawiać o tym z Paolo Lucci, oto nasz wywiad.
Jak oceniasz swój Dakar 2023?
W tym roku poszło dobrze. W zeszłym roku zepsułem motocykl, ale tym razem zmieniłem kilka rzeczy, w tym trening i zespół. Poza kraksą piątego dnia, która trochę mnie zakręciła w głowie, z reszty jestem zadowolony. Dokonałem kilku dobrych ulepszeń zarówno pod względem szybkości, jak i zarządzania wyścigiem, to była ważna rzecz.
Jesteś teraz w BAS World KTM Racing Team, jak wyglądała ta zmiana?
Był to ważny krok zarówno dla tego Dakaru, jak i dla przyszłości. To inny świat: chłopaki z zespołu pracują naprawdę dobrze, w zespole wytworzyła się naprawdę dobra atmosfera, a motocykl jest zawsze doskonały. Jestem szczęśliwy. Potem potwierdziłem z nimi całe Mistrzostwa Świata i Dakar 2024.
Czy miałeś jakiś konkretny cel, czy najpierw chciałeś zrozumieć, jak się czujesz?
W końcu liczyłem na wynik, który uzyskałem. Jednak w wyścigu takim jak Dakar, biorąc pod uwagę, że poziom zawsze rośnie i jest tak wielu silnych kolarzy, trudno na początku coś przewidzieć, a nawet mi się to nie podoba. Zacząłem kilka pierwszych dni, a potem mniej więcej zobaczyłem, jaką mam prędkość i co mogę zrobić.
Wspomniałeś o swoim wypadku. Możesz nam powiedzieć, co się stało?
Piątego dnia rozbiłem się na szybkim torze, rower mnie wyrzucił i dość mocno się przetoczyłem. Początkowo nie mogłem wstać, uderzyłem się w plecy, szyję, szczególnie w głowę. Wtedy zobaczyłem, że zniszczyłem całe oprzyrządowanie, nic mi nie zostało: więc podniosłem rower, przeciąłem przewody i wszystko tam zostawiłem. Zostało jeszcze 170km do przejechania i pojechałem po torach. To był dość ciężki dzień, być może najtrudniejszy, jaki kiedykolwiek miałem.
Scena „w ciemności” w pewnym sensie.
Na szczęście wszystko było piaskiem. Zajęło to trochę oka, ale miałem też GPS organizacji, więc stamtąd mogłem zobaczyć punkty trasy i kilometr, na którym byłem. Jedyną rzeczą jest to, że nie byłem bardzo przytomny, źle widziałem i miałem zawroty głowy. To nie było do końca najlepsze.
Co ci powiedzieli po przyjeździe?
Sam się zbadałem i nie miałem nic złamanego, tylko uraz głowy plus kilka uderzeń tu i tam. W kolejnych dniach, aż do fazy odpoczynku, nie czułem się najlepiej. Jednak fizjoterapeuta zespołu zadbał o moje plecy i kark, więc było już trochę lepiej. Teraz to już koniec i znowu zacząłem trenować.
Wielu mówiło, że to był trudniejszy Dakar. Jak to wyglądało u Ciebie?
Pierwszy tydzień był bardzo wymagający, były to długie odcinki specjalne i bardzo zróżnicowane pod względem rodzaju terenu. Były też te deszczowe dni, które nie ułatwiały sprawy, ale bardzo mi się to podobało. To było dość selektywne, w tym sensie, że trening wyszedł z tych długich odcinków specjalnych, a ja przygotowałem się wystarczająco. Drugi tydzień był zabawny, ponieważ biegaliśmy w Empty Quarter, ale były to dość krótkie odcinki specjalne, w których wszyscy byliśmy blisko siebie, więc trudno było coś zmienić. To było zabawne, ale osobiście wolałbym trochę dłuższe promocje.
Czy był jakiś rodzaj terenu, który sprawiał ci największe trudności?
Bardzo cierpiałam drugiego, szóstego lub siódmego dnia. Krótko mówiąc, te specjalne, które były same kamieniami i ze średnio-niskimi prędkościami, prawie specjalne enduro, ale o długości 400 km. W tych odcinkach nie miałem dobrego przeczucia. Będę musiał nad tym popracować, albo miejmy nadzieję, że nie będzie tego w następnym Dakarze!
Wspomniałeś o deszczu, jak sobie z tym poradziłeś?
Na szczęście nigdy nie wziąłem go podczas oferty specjalnej. Czwartego dnia nam pierwsi 20 udało się tego uniknąć, złapaliśmy to dopiero w transferze i bardzo cierpiałem z powodu przeziębienia. To było trochę denerwujące, w tym sensie, że deszcz nigdy nie jest przyjemnością, ale przynajmniej byliśmy przykryci. Oczywiście zawsze wolisz słońce i może 25°C, ale pogoda nie ma nad tobą kontroli, więc musisz to zaakceptować. I moim zdaniem organizacja dobrze sobie z tym poradziła: odwołali nawet etap dla rowerów, zdali sobie sprawę, że warunki są na granicy. Nie chodzi o to, że mogą kontrolować lub przewidywać pewne rzeczy.
Co Twoim zdaniem zmieniło się w porównaniu z Twoim pierwszym Dakarem?
W tym roku było znacznie bardziej zróżnicowane i techniczne na poziomie specjalności. Spodziewałem się, miałem nadzieję, że będzie trochę więcej nawigacji. Nawet w zeszłym roku, przynajmniej podczas wyścigu, było ich bardzo mało. Obiektywnie jednak jest to również trudne na piasku, zwłaszcza dla tych z tyłu. Ok, może dla tych, którzy otwierają, to inni bardziej podążają za znakami. Mówiono też o dublowanych roadbookach: kilka miesięcy temu mówili, że prawdopodobnie ustawią tereny, w których zawodnicy będą mieli różne roadbooki, żeby ludzie nie jeździli za bardzo po torach. Ale już tego nie robią, może potrzeba trochę czasu, żeby dostroić system.
Jaki był ten Dakar dla włoskiej grupy?
Wszyscy byliśmy bardzo blisko, miło było pogawędzić choćby przez kilka minut, aby dowiedzieć się, jak poszło. W wyścigu ich nie widziałem, potem byliśmy na biwaku.
Czy któryś z nich, być może wśród nowoprzybyłych, szczególnie pana zaskoczył?
Muszę powiedzieć, że jest mi przykro z powodu Tommaso Montanariego, znamy się od kilku lat i od razu poczuł się urażony. Mógł zrobić dobry Dakar, ale niestety te wyścigi też takie są. Mam nadzieję, że wkrótce znów go zobaczę na pustyni! Przykro mi również z powodu Tiziano Internò, on też przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Jestem również bardzo szczęśliwy z powodu tego, kto to ukończył, jak Ottavio [Missoni]ale myślę też o Jaderze [Giraldi]. Poznaliśmy się, kiedy jechał swój pierwszy rajd, od tego czasu zrobiliśmy razem wiele wyścigów i jesteśmy bardzo blisko. Tak bardzo mu zależało na tym Dakarze, to było marzenie i bardzo się cieszę, że osiągnął ten cel. Jakby to było moje!
Czy jest jakiś konkretny odcinek, o którym chcesz nam opowiedzieć?
Za nim dzieją się wszelkiego rodzaju specjalne rzeczy, od określonej pozycji wzwyż jest to bardziej przygoda. Z przodu mamy jednak czas na niewiele, prawie nic. Myślisz tylko o tym, żeby jechać tak szybko, jak to możliwe. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że z jednej strony nienawidziłem transferów, wyjeżdżaliśmy rano w ciemnościach i na zimnie. Ale byłem pod wrażeniem początków transferów. Wyruszyłeś o trzeciej, trzeciej i pół, czwartej nad ranem, te niedorzeczne czasy, a po 50 km obudziłeś się, bo zacząłeś odczuwać zimno. Więc zastanawiałeś się, gdzie jesteś, po co przyszedłeś… Przeklinałeś się trochę. Potem zaczęły pojawiać się pierwsze przebłyski, pierwsze światełka i trochę zelżało zimno, potem ujrzałeś wschody słońca… Piękne! Potem zmieniłeś zdanie i pomyślałeś, że jesteś w fajnym miejscu.
Dwie strony rywalizacji: nienawidzisz i kochasz.
Tak, dokładnie. Nawet kiedy wróciliśmy w następnym tygodniu, rozmawiałem z chłopcami i wszyscy byliśmy trochę przygnębieni. Rób dwa tygodnie z prędkością tysiąca mil na godzinę, tak jak w rytmie życia, potem wracasz do domu, rzucasz się na kanapę lub do łóżka, relaksujesz się… I dostajesz ten cios smutku.
Drugie miejsce wśród kierowców Rally2.
Żałowałem, bo dobrze zacząłem. Ale w końcu to nie było dokładnie to, co mnie zainteresowało: wolałem ukończyć 15. miejsce w klasyfikacji generalnej i zająć 2. miejsce, niż 1. miejsce, ale 25. miejsce w klasyfikacji generalnej. Mistrzostwa dopiero się zaczynają, mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, ale przede wszystkim interesują mnie ulepszenia. W końcu nawet nie patrzyłem na ten Dakar jako na wyścig mojego życia czy coś w tym rodzaju: na pewno to ważny wyścig, ale jest o krok dalej. Jestem teraz bardziej zadowolony z poprawy prędkości.
Czy zrobiłeś osobistą prognozę, kto może wygrać w tym roku?
Nie myślałem o tym zbyt wiele, po pierwszym tygodniu spojrzałem na tabele. Widziałem tego Skylera [Howes] prowadził, chciałbym, żeby wygrał, ale widziałem, że wszyscy byli blisko siebie, więc naprawdę trudno było coś przewidzieć. Price, Benavides i Skyler byli tam wszyscy, a ostatni odcinek specjalny był loterią, moim zdaniem bardzo niebezpieczną: dużo padało i wszyscy byli blisko siebie. Nie chciałem być żadnym z tej trójki! Ale było bardzo fajnie, poziom jest bardzo wysoki i zawsze trudno zrozumieć, kto ma przewagę, a kto nie. Zawsze jest około dziesięciu kolarzy, którzy mogą wygrać Dakar.
Jakie masz plany na 2023 rok? Oprócz Rajdowych Mistrzostw Świata.
Głównym celem jest to. Za jakieś 15 dni wyjeżdżam do Abu Dhabi, potem będzie Meksyk, Argentyna i Maroko. Wszystko to z myślą o Dakarze 2024. Równolegle zrobię kilka wyścigów włoskiego Motorally, a potem, jeśli będę mógł, kilka etapów Mistrzostw Świata Baja. W połowie marca zrobię taki w Katarze, potem zobaczymy. Postaram się rozegrać jak najwięcej wyścigów na pustyni.
Czy zmieniają się cele na 2024 rok?
Tak, ale przede wszystkim zmienia się świadomość. W każdym razie są to cele, które dojrzewają w ciągu roku, również na podstawie wyników w wyścigach Mistrzostw Świata. W listopadzie, kiedy wszystko się ułoży, zobaczymy, jakie mogą być cele na następny Dakar. Ale pokonuję wyścig po wyścigu, krok po kroku, bo pracy jest bardzo dużo, myślę przede wszystkim o nadrobieniu niedociągnięć.
Zdjęcie: Instagram-Paolo Lucci