7 września ubiegłego roku Alex Salvini, wielokrotnie utytułowany w offroadzie, w tym iris w Enduro E2, ogłosił koniec swojej zawodowej kariery. Nie oznacza to jednak, że to się skończy, ponieważ na horyzoncie pojawia się już nowe i ważne wyzwanie o nazwie Dakar. Przygoda z bardzo małym (bez) doświadczeniem na pustyni, do przeżycia razem z Fantic i kolegami z drużyny Franco Picco i Tiziano Internò, dwoma już doświadczonymi kolegami, od których można się jak najwięcej nauczyć przed rozpoczęciem. Jak oceniasz to nowe doświadczenie? Jak oceniasz swoją karierę? Co jeśli pewnego dnia jego syn Sebastian, urodzony w listopadzie 2019 roku, zechce pójść w jego ślady na motocyklach? Odpowiedź może Was zaskoczyć… Na targach EICMA mieliśmy okazję porozmawiać z Salvinim, oto co nam powiedział.
Jak zrodził się pomysł podjęcia wyzwania Dakaru?
W zeszłym roku miałem swoje pierwsze „doświadczenie”, jeśli można to tak nazwać, na Swank Rally of Sardinia. Nigdy nie widziałem roadbooka ani nic takiego, tak zacząłem. W końcu nigdy nie wpadłem na pomysł startowania w rajdach, rajdach samochodowych itp., w zasadzie nigdy mnie to nie inspirowało. Właściwie, kiedy tego spróbowałem, poczułem przygodę: nie wiedząc, dokąd zmierzasz, odnajdując drogę, podążając za wskazówkami, mapami, notatkami… To coś, co mi się spodobało! Po imprezie zacząłem rozumieć, dlaczego ludzie zgadzają się wydawać dużo pieniędzy (jako amator to dużo kosztuje) i ryzykować zdrowiem, skoro jest to dość niebezpieczne. Ale wyjazd motocyklem na pustynię ma swój urok. Więc powiedziałem sobie, że może w przyszłości, może za kilka lat, chciałbym mieć takie doświadczenie jak Dakar.
A zamiast tego jesteś już na starcie w Dakarze 2023.
Myślałem, że za 4-5 lat, nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko! Rozmawialiśmy o wieloletniej umowie z Fantic jako referencje, kierowca testowy, a nawet część wyścigowa. Przeszedłem na emeryturę, ale tylko jako zawodowy kierowca, żegnając się z mistrzostwami świata, ale nadal chciałem zachować część wyścigową. Lubię ścigać się, więc może kilka wyścigów we Włoszech, kilka innych wydarzeń bez stresu związanego z mistrzostwami jest w porządku. Marian [Roman, AD Fantic Motor] potem powiedział mi, że prezentują motocykl i że chciałby, żebym pojechał na Dakar. Powiedziałem mu, że to za wcześnie, mówił o projekcie rozwoju roweru, komunikacji… W końcu tak, więc chodźmy!
Jak przygotować się do takiego wydarzenia?
Przygotowanie Dakaru w dwa miesiące, bez zobaczenia pustyni, bez umiejętności nawigacji lub znajomości wszystkiego, co dzieje się za Dakarem… To najtrudniejsza impreza sportów motorowych na świecie, nie jest taka łatwa. Zwykle zajmuje to lata przygotowań, a przynajmniej z roku na rok. Muszę to przygotować w półtora miesiąca, dwa miesiące.
W tym sensie przygoda „à la Petrucci”.
Słyszałem od Danilo w zeszłym tygodniu. „Wyszedłeś!” Powiedziałem mu. „Tak wiele ryzykowałem!” odpowiedział mi. Ale jako projekt to wszystko różni się od tego, co on ma: jedziemy tam z nowym motocyklem, który ma zostać opracowany i doprowadzony do końca. Ja zupełnie bez doświadczenia, podczas gdy Danilo spędził kilka tygodni ze swoimi kolegami z drużyny KTM. Był wtedy z rowerem, który był testowany przez wiele lat, ale jedziemy z innego punktu widzenia: nabrać doświadczenia, do tego medialnego projektu. Bardzo miło będzie zobaczyć, jak wygląda Dakar: odkrywam, że jest o wiele bardziej złożony, niż wygląda z zewnątrz. A jeśli się dowiem, mimo że jestem w tym biznesie od 20 lat, nie sądzę, żeby ludzie mogli sobie nawet wyobrazić, jak bardzo różni się to od tego, co widzą. Myślę, że miło jest opowiedzieć, co tak naprawdę kryje się za Dakarem dla zawodowego kolarza, a raczej byłego zawodowca w moim przypadku. Jestem nowicjuszem w tej specjalności, wszystkiego muszę się uczyć od podstaw: czasem po prostu czuję się jakbym się budził i szedł do szkoły!
Jak więc zbliżasz się do Dakaru?
Powiedzmy, że nie jestem przygotowany! Również dlatego, że mój kontrakt wyścigowy z firmą Husqvarna nie wygasł przed 15 listopada, nie mogłem nic zrobić. Rajd Andaluzji pojechałem tylko jako „poligon doświadczalny” i akredytacja na Dakar. Pięć dni bez wypróbowania roweru lub żeglowania w ciemności.
Jak poszło to wydarzenie?
Było to trudne, z kilkoma problemami technicznymi i mechanicznymi, ale w końcu udało się! Powiedzmy, że bardzo mi się podobało i byłem też dość szybki. Nawet jeśli Rajd Andaluzji nazywany jest trochę Bają, to w tym sensie, że nie jest to prawdziwy rajd, a raczej włoski motoryzacyjny rajd. Pod względem nawigacji bardzo różni się od tego, co będzie w Arabii Saudyjskiej czy ogólnie na pustyni. Tam podążasz za czapką, czyli stopniami kompasu jako kierunkiem, czego nigdy nie robiłem, podczas gdy w Andaluzji nawigowaliśmy z notatkami. Jadę do Maroka od 5 do 12 grudnia, aby zrobić trzydniowe testy i po raz pierwszy wypróbować motocykl. Następnie spędzę cztery dni w szkole z byłym Dakarianinem Jordim Alcaronsem, aby nauczyć się trochę rozumieć pustynię i roadbook.
Dużo nowości nie tylko dla Ciebie.
Zdecydowanie! Nie zapominając o ogromnych przygotowaniach, sprzęcie, spaniu w namiocie… Czego nigdy nie robiłem, więc teraz w domu będę spał w namiocie przez kilka tygodni, żeby się do tego przyzwyczaić! Trzeba powiedzieć, że z pewnego punktu widzenia nasz projekt jest raczej przygodą niż wyścigiem: dla mnie to będzie prawdziwa przygoda!
Zgodnie z oryginalnym duchem, który wyróżnia Dakar, bez klasyfikacji i tym podobnych.
Dokładnie. Dla mnie ukończenie go już będzie wielkim sukcesem, to jest prawdziwy cel. Wtedy posłużą do rozwoju motocykla, zdobycia wspaniałego doświadczenia i przeżycia tej przygody.
Jakiego numeru użyjesz?
Dali mi numer 66. Trochę pecha, jeśli odwróciłem numer, to był mój numer 99! Ale daj spokój, 6 to zawsze 9 odwrócone do góry nogami, zadzwoń na mój numer, żeby się zgadzało.
Czy udało ci się już uzyskać porady od kolegów z drużyny?
Tak, dużo rozmawiamy o wszystkim! Zadaję milion pytań obojgu, naprawdę chcę zrozumieć, co robić [risata]. Ale myślę, że naprawdę trudno to zrozumieć, dopóki się tego nie doświadczy. Jak ze wszystkimi rzeczami, mogą ci powiedzieć i być może możesz się trochę przygotować, ale zanim tam będziesz… Jeszcze dwa miesiące, zobaczymy.
Nieźle jak na świeżo emerytowanego kierowcę!
Dokładnie! Teraz powinienem być na wakacjach… Nie ma nawet czasu, żeby naprawdę dokończyć. Na pewno nie będę się nudzić przez najbliższe dwa miesiące.
Jako „świeżo emerytowany” jak oceniasz swoją karierę? Czy jest jakiś żal?
Straciłem wiele mistrzostw świata z powodu problemów mechanicznych, kontuzji… Być może najbardziej epicki w 2018 roku: zdominowałem sezon, a potem straciłem mistrzostwo świata z powodu trzech problemów mechanicznych w ciągu ostatnich trzech dni. W 2019 prowadziłem i zwichnąłem bark, tracąc ostatniego dnia o sześć sekund. W Motocross MX3 straciłem dwa tytuły z powodu problemów technicznych, dwukrotnie zająłem drugie miejsce. Nie są to prawdziwe żale, ale część procesu jeźdźca. Oczywiście trochę więcej szczęścia dałoby mi więcej światowych tytułów. Tak to poszło, nadal mam szczęście, że wygrałem i w dominujący sposób jestem z tego bardzo dumny. W tamtym czasie nie było klasyfikacji absolutnej, ale i tak bym wygrał. W takim razie granie o mistrzostwo świata przez 10 lat jest przywilejem, nie ma wielu kolarzy, którym się to udaje.
Dwadzieścia lat kariery zawsze jako bohater.
Mimo że wygrałem może mniej niż mogłem, myślę, że dałem z siebie wszystko. Na pewno nie zostanę zapamiętany jako zawodnik, który wiele wygrał, ale mam nadzieję, że zostanę zapamiętany jako ktoś, kto nawet w trudnych chwilach zawsze walczył o to, by być w grze. Dwadzieścia lat kariery to nie mało i skończyłem tak, jak chciałem: jako kierowca wyczynowy, wygrywając Assoluti d’Italia, zajmując drugie miejsce w Six Days [Enduro], zdobywanie podium w Mistrzostwach Świata, wygrywanie absolutnych specjałów… Nawet z kontuzją. Ostatecznie jednak chciałem zamknąć się jako bohater, a nie w ambulatorium, jak przez ostatnie dwa lata, czy jako statysta. Kiedy zraniłem się w rękę, nie mogłem prowadzić samochodu przez miesiąc i zacząłem myśleć, że może to odpowiedni czas, aby przestać.
Jakie momenty w swojej karierze wspominasz z przyjemnością? Oprócz tytułu mistrza świata.
To najważniejszy moment w mojej karierze, nadajesz sens wszystkiemu, co zrobiłeś. Ale jest wiele epizodów: na przykład zwycięstwo w Mistrzostwach Europy Supercross, moje pierwsze zwycięstwo w Mistrzostwach Świata, Motocross of Nations 2008 jako główny bohater. Nawet podczas mojego pierwszego wyścigu światowego, miałem 15 lat i wciąż pamiętam te emocje, nawet jeśli w takich momentach odczuwasz je bardziej jako stres. Wspomnień dobrych jest więcej niż złych, nawet jeśli przegraliśmy mistrzostwo świata w 2018 roku, w ostatnim dniu i na ostatnim okrążeniu, kiedy wystarczyłoby dojechać rowerem do parku zamkniętego… To cię naznaczy. Ale potem wracam myślami do dobrych czasów i znikam w tle. Miałem szczęście, na dobre i na złe, zawsze przeżywałem silne emocje, trudne do odczuwania w innych sytuacjach.
Zamienianie pasji w pracę życiową nie jest dla każdego.
Nie, to dla nielicznych uprzywilejowanych. W końcu to prawda, że doznałem wielu kontuzji, było wiele operacji, spędziłem dużo czasu w szpitalu, ale tak naprawdę nie przepracowałem ani jednego dnia w życiu. To prawda, że jako zawodowy jeździec zmienia się twoja mentalność, w tym sensie, że istnieją inne dynamiki, a przyjemność, gdy robisz to dla zabawy, staje się trochę cięższa. Jazda motocyklem nie jest już tylko zabawą, ale kończy się stresem i napięciem. Ale jeśli wiesz, jak zarządzać tą dynamiką, wszystko ci się podoba. Czasami byłem bliski poddania się, przejścia na emeryturę nawet wcześniej, biorąc pod uwagę bardzo mroczne czasy, ale jeśli spojrzę wstecz, proces był bardzo przyjemny.
Bardziej osobiste pytanie. Gdyby Twój syn, gdy będzie starszy, powiedział Ci „Tato, chcę być zawodowym kierowcą”, jak byś zareagował?
To byłaby wielka frajda [risata]. Zacznijmy jednak od założenia, że w wieku trzech lat rowery widzi od rana do wieczora i jeździ tam odkąd skończył rok i 11 miesięcy. Nauczył się jeździć na motocyklu wcześniej niż chodzić! To trochę absurdalne, bo nie spodziewałam się, że takie małe dziecko będzie umiało jeździć na motocyklu, ale jest…