Coppa i szynka. Obrazy i wspomnienia z odległych czasów. Dziś Denis Sacchetti jest Team Managerem zespołu Go Eleven w WSBK i wyjeżdża do Australii, ale ma przeszłość jako kolarz. Mówi o tym, ale prawie z poczuciem wstydu. Woli patrzeć w przyszłość, wiedząc, że największe sukcesy dopiero przed nim.
„Zacząłem ścigać się na minimotocyklach, gdy miałem dziesięć lat, w 1996 roku – mówi Denis Sacchetti do Corsedimoto – Jako dzieciak byłem kolegą z drużyny najpierw z Marco Simoncellim, a potem z Andreą Dovizioso. Między innymi kontrwezwanialiśmy z Siciem przez cały mecz, kłóciliśmy się zawzięcie, ale z tej kłótni zrodziła się wspaniała przyjaźń. Z Dovim też bardzo się przyjaźniłem, nawet razem jeździliśmy na wakacje. Problem polega na tym, że między Marco i Andreą była bardzo ostra rywalizacja, a ja zawsze byłem między dwoma pożarami”.
Potem wylądowali w Mistrzostwach Świata 125, podczas gdy ty błyszczałeś w Supersport 600.
„Zacząłem ścigać się w klasie 125 na Gnani, a potem ścigałem się na Mancini i Aprilii jako kolega z drużyny Doviego we włoskiej i europejskiej klasie 125, ale jeździłem czterosuwem, więc w 2003 roku zdałem w Supersport i rozkwitłem, wygrywając 4 europejskie wyścigi. Od razu się wyróżniłem i zostałem zabrany przez drużynę Włoch. Byłem oficjalnym zawodnikiem FMI Team Italia Megabike Honda w Mistrzostwach Świata 600SS, potem zawsze ścigałem się jako oficjalny w PSG-1 w Pucharze Świata Stock 1000, ale w 2006 rozbiłem się w Assen. Doznałem poważnej kontuzji, która skutecznie zagroziła mojej karierze pilot”.
Czy i tak nie przestałeś się ścigać?
„Znowu ścigałem się, byłem oficjalnym zawodnikiem MV Agusta, którego byłem także testerem i testerem, rywalizowałem z Ducati i Hondą. Ale nie byłem już na szczycie, ponieważ kontuzja odcisnęła na mnie piętno”.
Kiedy zdecydowałeś się przejść z pozycji zawodnika na kierownika zespołu?
„Wszystko zaczęło się przypadkiem. W 2009 roku poznałem Gianno Ramello. Byłem testerem zespołu Borciani by Go Eleven KTM. Pewnego wieczoru znaleźliśmy się w hotelu w Portimao i wszystko wyszło spontanicznie. Narodził się zespół, a nazwa była dla mnie idealna, ponieważ 1 była naprawdę moim numerem. Zawsze będę wdzięczny Gianniemu Ramello i jego rodzinie, którzy przyjęli mnie wśród nich. Dla mnie to naprawdę druga rodzina. Przez jakiś czas byłem zarówno kierownikiem tematu, jak i pilotem. W 2012 roku zdobyłem puchar UEM, trzy lata po 200 Miles of Mugello postanowiłem wtedy odejść z zawodów, aby poświęcić się wyłącznie działalności Kierownika Zespołu w WSBK i otworzyć Moto Klub, który daje mi ogromną satysfakcję”.
Jakie były twoje najlepsze momenty jako kierownika zespołu do tej pory?
„W 2020 roku Michael Rinaldi wygrał w Aragonii i minęło dużo czasu, odkąd zawodnik prywatnej drużyny osiągnął absolutny sukces w WSBK. Było też zwycięstwo w mistrzostwach Independent, a także różne miejsca na podium świata”
Jesteś w swoim dwunastym sezonie jako kierownik zespołu. Co czujesz?
„Emocje są takie same jak wtedy, gdy się ścigałem, jakbym nadal był jeźdźcem. Jestem super pasjonatem, mam adrenalinę i niesamowity napęd. Gdyby tak nie było, nie wykonywałbym tej pracy, która i tak trzyma mnie tak daleko od domu. Motywacja jest wszystkim. Zawsze patrzę przed siebie, na kolejne cele”.
Bezwzględna prognoza na WSBK 2023?
„Faworytem jest bez wątpienia Bautista. Mam nadzieję, że grasz z Michealem Rinaldim, który szybko się rozwija. Jeśli chodzi o resztę, mistrzostwa świata są trudniejsze niż w zeszłym roku. Będziemy dążyć do tytułu niezależnego i to będzie dobra walka z Petruccim, Bassanim, Aegertertem, Gardnerem… To będą dobre mistrzostwa”