Problem z doborem opon uniemożliwił mu walkę o zwycięstwo w wyścigu 1. Stefano Manzi nadrobił to dzisiaj, stając się bohaterem niesamowitej bitwy pomiędzy nim, Nicolò Bulega i Can Oncu. Bliskie trio, które mogło ujrzeć tryumf każdego, ale to nie flaga w szachownicę zdecydowała. W rzeczywistości wyścig 2 został przedwcześnie przerwany z powodu „gęsi na torze”, właśnie wtedy, gdy kierowca Ducati prowadził Manziego i Oncu. Pierwsze podium przybywa z Yamahą i Ten Kate, ale jest to słodko-gorzki wynik z powodu nieoczekiwanego, a zatem przedwczesnego zakończenia.
„Wielka trójstronna bitwa o zwycięstwo, czasami nawet przejmowałem prowadzenie” – podkreślił na koniec wyścigu Stefano Manzi. Wczorajsze kłopoty dodały mu energii na drugi wyścig w Australii, ale nieoczekiwane zdarzenie zatrzymało wszystko na pięć okrążeń przed końcem. „Niestety, kiedy byłem drugi, pojawiła się czerwona flaga…” Dlatego Manzi nie jest w stanie grać ze swoim rodakiem do końca. „Miło jest finiszować na podium, ale jestem trochę zły z powodu przerwy”. Kto wie, może udałoby mu się wygrać? „Oczywiście nie mogę tego powiedzieć, ale spróbowałbym, ponieważ wszyscy troje byliśmy bardzo blisko”.
W ten sposób kończy się bardzo gorąca i nieprzewidywalna pierwsza runda w Australii, z żalem jednak za finał-niefinał. Ale następne spotkanie jest bardzo blisko, spotkanie w Indonezji rozpocznie się już za pięć dni. „Przed nami jeszcze dwa wyścigi i muszę być silniejszy niż w zeszłym roku” – podkreślił Manzi, wspominając rok 2022. „Byłem za Domim [Aegerter] i zajął drugie miejsce, ponownie za czerwoną flagę! Tym razem musimy spisać się lepiej”. Czy Nicolò Bulega jest zawodnikiem do pokonania w tym roku? „Pokazał to podczas testów, a także w ten weekend. To będzie dobra walka”.
„How I Designed My Dream”, biografia maga Adriana Neweya, dostępna na Amazon
Zdjęcie: Ten Kate Yamaha