Pierwsze 14 GP między wzlotami i dołkami dla zespołu Alessandro Tonucci. Pamiętaj, że zespół MTA debiutuje w Mistrzostwach Świata Moto3 z debiutantem Ivanem Ortolá i bardziej doświadczonym Stefano Nepą. Ale wszystko się zmienia, jego ludzie są coraz bliżej podium. Tonucci „popycha” swoich pilotów, pewien, że dotrze do niego przed końcem roku. W Aragonii będzie wtedy współpraca z całkowicie różowym zespołem, projektem prowadzonym przez Angeluss i Marią Herrera jako kierowcą. To i wiele więcej w naszym wywiadzie przed GP w MotorLand.
Jak oceniasz dotychczas sezon 2022?
Zaczęliśmy bardzo dobrze: w pierwszym wyścigu Ivan był bardzo szybki, zajął 7. miejsce i był pierwszym debiutantem. Przez ponad połowę wyścigu rozgrywano miejsca na podium. Od tego czasu pojawiły się pewne trudności z obydwoma kolarzami, ale mimo wszystko w ostatnich kilku wyścigach skończyliśmy z nami obydwoma punktami albo w czołowej dziesiątce. Jest też pierwsza piątka ze Stefano w Anglii, wyścig, w którym Ivan również prowadził, zanim rozbił się na ostatnim okrążeniu. Do dziś powiedziałbym, że jestem zadowolony, nawet jeśli niezbyt szczęśliwy. Oczywiście, biorąc pod uwagę, że się rozwijamy, fajnie byłoby do końca sezonu stanąć na podium z przynajmniej jednym z dwóch zawodników. Jest realistycznie w naszym zasięgu. Widząc, że jest to możliwe, ale nie dociera, oczywiście pozostaje trochę goryczy, ale do sukcesu zostało jeszcze kilka ras. Następnie z Ivanem staramy się również zostać debiutantem roku, drużyna debiutantów z najlepszym debiutantem byłaby świetna.
Czy widzisz, że obaj twoi kierowcy są w stanie stanąć na podium?
Tak, obaj. Stefano ma trochę więcej doświadczenia i widać to w każdej sesji, podczas gdy Ivan wychodzi więcej w wyścigu, ale obaj już pokazali, że potrafią to zrobić. Powiedzieć, że teraz będziemy mieli trudniejsze tory… Ale w niektórych wyścigach, we wszystkich zmianach, Stefano pojawiał się w pierwszej piątce, nawet jeśli dobre kwalifikacje nigdy nie wychodzą i staje się to trudne przy obecnym poziomie w Moto3, dla mnie najwyższa od czasu istnienia kategorii.
Czego do tej pory brakowało w wyścigu?
Z Ivanem zabrakło kwalifikacji. Oczywiście Pedro Acosta wystartował z garażu i wygrał… Albo porozmawiajmy o Marquezie, jednym z nielicznych, którzy robią różnicę. Ivan jest dla mnie ogromnym talentem, chociaż kilkakrotnie startując z powrotem, pokazał już dobre rzeczy. Na Silverstone startował na 18. miejscu, a na przedostatnim okrążeniu był pierwszy, w Misano startował na 26. i zajął 8. miejsce. Dużo powrotów, ale trzeba powiedzieć, że w ten sposób trudno jest mieć na końcu gumę do ataku. W kwalifikacjach jednak wpada w panikę, nigdy nie wie, czy musi za kimś podążać, przechodzi kryzys z powodu przebudzenia lub mowy bez czuwania, a czas jest krótki. Porozmawiajmy o kwadransie: kara dla wszystkich, a ja osobiście nie lubię takich kwalifikacji.
A co ze Stefano Nepą?
W wyścigu poprawia się, ale w porównaniu z rywalami jest „za słodki”. Kiedy jest na frontach, w końcu ich nie daje, ale cierpi. Podam przykład: Muñoz jest bardzo silny, ponieważ ma talent, ale także dlatego, że zamyka oczy. Albo upada na ziemię, albo wyrzuca kolejnego, jednak próbuje i kończy z przodu. Tutaj Stefano brakuje odrobiny agresji w tych momentach wyścigu, zwłaszcza pod koniec. W Misano miał świetny wyścig, ale w drugiej grupie właśnie dlatego, że Muñoz wyrzucił go na pierwszym zakręcie i stracił pociąg. Pod względem tempa był jednak taki sam jak grupa z przodu i sam, bez strumienia aerodynamicznego, był siódmy. Na ostatnim okrążeniu przyjechał Muñoz i wyrzucił go, więc zajął 10. miejsce. Oznacza to, że za każdym razem, jeśli ktoś musi je brać, to właśnie on. Nie mówię, że to usterka, bo lubię czyste sterowniki, ale w obecnej kategorii zajmuje to trochę więcej złośliwości. To bardzo subiektywna sprawa: Stefano trochę więcej rozumie, ale nie ma temperamentu. Będzie miał limit, ale wolę go. Na przykład bardzo lubię Muñoza jako kierowcę, znam go dobrze z Pucharu Talentów, ale jest też poza granicami i faktycznie jest wielokrotnie karany.
Czy może to być też problem z wyczuciem roweru dla Nepy po początkowych problemach z adaptacją do nowego KTM?
W ostatnich czterech wyścigach wszystko zostało rozwiązane prawie w 100%. Wcześniej były trudności dla zawodnika, ale także dla nas z tym innym rowerem, znalezienie odpowiedniego miejsca zajęło nam trochę czasu. Do tej pory jednak kierowcy nie narzekali już tak jak wcześniej. Oczywiście jest jeszcze do zrobienia w kwestii dopracowania, ale mówimy o subtelnościach. W tej chwili powiedziałbym, że znalezienie tego kroku naprzód nie jest dyskursem scenicznym, ale właśnie dyskursem „wskoczenia”. Oczywiście powiedzieć, że jest to proste, to nie jest tak natychmiastowe.
W tej kategorii jest to kwestia dziesiątych, a nawet mniej.
Rozumiem je, widząc wyścigi i wszystko inne. Podwójna pierwsza dziesiątka w Misano, niezły wynik, ale też niezbyt dobry. Mieli dobry wyścig, jechali szybko, ale zajęli 8 i 10 miejsce. W wyścigu bierzemy teraz średnio dwie i pół dziesiąte na okrążenie w porównaniu do pierwszego. Mało się mówi, ale tego niewiele potrzeba.
Prace będą kontynuowane z obydwoma, ponieważ pozostaną w 2023 roku. Czy to był cel, czy rozglądałeś się?
Moim celem była ciągłość. Tak jak zrobiliśmy z Ivanem od CEV do Mistrzostw Świata, teraz chcieliśmy spędzić co najmniej dwa lata z tym samym kolarzem. Z mojego doświadczenia, ale też patrząc na najsilniejszych, to prawda. Oczywiście, gdybyśmy dotarli do połowy sezonu, a zespół kłócił się z kierowcą, kierowca nie może się doczekać wyjazdu, wyników nie ma… Wtedy nie miałoby to sensu. Zamiast tego jako środowisko wszyscy czujemy się bardzo dobrze, a wyniki się poprawiają, rozwijamy się. To była więc najbardziej logiczna rzecz do zrobienia i cieszyłem się, że kolarze też tego chcieli, wybór również zależy od nich. Jest to bardzo satysfakcjonujące od strony ludzkiej i osobistej: wszystko to musi również prowadzić do wyniku sportowego, ale jako założenie jest z pewnością satysfakcjonujące.
Jak ci dwaj domowi lekarze pierwszego kontaktu sprawowali się szczególnie w twojej nowej roli?
Bardzo trudne, bardzo pełne! Oprócz części sportowej jest jeszcze wiele innych rzeczy do załatwienia. Goście, wydarzenia, które zorganizowaliśmy z niektórymi partnerami, aby promować włoską kuchnię na całym świecie… Piękne, ale na pewno stresujące! [risata] Już teraz podążanie za drużyną od strony sportowej, co jest najważniejsze, to z drugiej strony jest równie ważne. Kto nas wspiera, kto przychodzi, a potem traktować wszystkich w określony sposób, aby czuli się dobrze. Zaangażowanie potraja się w porównaniu do normalnego.
W Misano miałeś też dzieci z JuniorGP.
Naprawdę… Na szczęście wieczorem wracałem do domu spać, bo jestem blisko, więc zrobiłem sobie przerwę! Ale to było skomplikowane. Niestety nie poszło tak dobrze, ale nawet tam planujemy odnowienie obu na przyszły rok.
Jak oceniasz dotychczasowe mistrzostwa?
Nie idzie tak, jak się spodziewałem. Od Zurutuzy spodziewałem się trochę szybszej prędkości, nawet jeśli nie szło źle. Może, przyzwyczajony do Ortoli w zeszłym roku… Zurutuza zagrał jednak tytuł Talent Cup, spodziewałem się, że przyjedzie i zabłyśnie trochę bardziej od razu. Ale tak jest, to pierwszy rok i nie wszystkie są takie same: moim zdaniem ma dużą prędkość, ale musi ją rozwinąć na tym rowerze. Kotaro [Uchiumi] ta sama historia: pierwszy rok w Moto3, inny poziom niż Zurutuza, więc z jego czasów wszystko metabolizował. Do tego damy mu drugi rok, a potem ocenimy. Do tej pory nie zawiodłem się, bo to dwójka debiutantów, ale spodziewałem się lepszych wyników.
Również w Aragonii będziesz miał podwójne zobowiązanie.
Od początku wspieramy projekt Angeluss, on jest naszym głównym zwolennikiem. Nie tylko partner biznesowy, ale także kwestia planowania długoterminowego. W Aragonie kształtuje się całkowicie kobiecy dyskurs, a mianowicie zespół techniczny i kierowca. To będzie trudne, ale Aurora tam jest [Angelucci] na czele tego projektu, że czują się mocno. Wierzą w to, inwestują dużo środków i ważnych projektów, które zostaną ogłoszone chyba pod koniec roku. Od razu w to uwierzyliśmy, potem, gdy ścigałem się w Moto3, były zarówno Carrasco, jak i Herrera i myślę, że kobiety w tym sporcie mogą sobie bardzo dobrze radzić. Ale trzeba zrobić długoterminowy projekt, tak jak w przypadku samców: zacząć od małego i sprawić, by rosły, z programem ciągłości i postępu, wychowując poziom pilotów. Teraz będzie to ważna rzecz w mediach.
Różowa dzika karta z Marią Herrera i Twoim zespołem jako wsparciem technicznym.
Trzeba pamiętać, że Maria nie jeździła tym rowerem od wielu lat. Miesiąc temu zrobiliśmy test w Aragonii, nie poszło źle, ale to zupełnie inny motocykl od MotoE, który waży 260 kg. Mini rower w porównaniu! Myślę, że wśród innych kolarzy wypadnie lepiej niż w teście: łatwiej, więcej referencji… Zobaczymy, co wyjdzie. Z naszej strony będzie maksymalne wsparcie całej naszej konstrukcji. Są to jednak dziewczyny z doświadczeniem, pracujące w JuniorGP i wywodzące się z Monlau, jak większość młodych mechaników obecnych również w Mistrzostwach Świata. Oczywiście czasy są inne niż w JuniorGP, ale nie widzę większych problemów. Szkolimy całą część techniczną, a więc ciężarówki, motocykle, nasze części zamienne, a w razie potrzeby także naszych techników. Pudełko będzie obok naszego, ale oddzielne, ze 100% kolorami Angeluss.
Jak widzisz powrót Herrery do Moto3?
Jestem realistą: jeśli uda mu się pozostać w grupie, w której zwykle są Carrasco, Whatley, Surra, to już będzie świetny powrót. Nie możemy powiedzieć, że spodziewamy się nie wiadomo czego po 7 latach nie jeżdżenia Moto3, przyzwyczajonego do MotoE i 600, a po jednym dniu testów… To tak, jakbym dziś wrócił, Skończę ostatni! Wiele lat bez jazdy na tym rowerze i przy obecnym poziomie jest to skomplikowane. Celem jest zdobycie punktów, ale już walczymy, bo biegamy przez cały rok. Sportowa rzeczywistość mówi nam, że jeśli uda mu się powalczyć o miejsca w tej niewielkiej grupie 4-5 kierowców, to już byłoby dobrze. I tak wszyscy jesteśmy ciekawi.
Czego zamiast tego oczekujesz od swoich pilotów w Aragonii?
Stefano miał świetny wyścig w zeszłym roku, zawsze blisko podium. Mam nadzieję, że zagra do końca, widzę…