Tor Buddh był dla wszystkich nowym torem, jednak kolejne niezrównane zwycięstwo przyszło w GP Indii. Pedro Acosta nigdy nie przepuszcza okazji, aby potwierdzić swoją już wyraźnie widoczną wyższość nad resztą stawki Moto2. Hiszpan z KTM Ajo dodał w tym sezonie kolejny element do imponującego składu. Wyścig o drugie mistrzostwo w jego karierze trwa już bardzo długo i jedynie kataklizm mógł przeszkodzić Acosta w jego osiągnięciu. A KTM zawsze ma kłopoty, biorąc pod uwagę, że nie zostało jeszcze wyjaśnione, kto zrobi dla niego miejsce w MotoGP w 2024 roku…
Acosta bez rywali
Początek sezonu pokazał nam bezpośredni mecz, który jednak szybko się zakończył: jedynymi „błędami” Hiszpana było 12. miejsce w Argentynie, jedyne zero we Francji i 6. miejsce w Katalonii. Trzy miejsca na podium w 13 wyścigach jasno pokazują, dlaczego Acosta dominuje w kategorii pośredniej. Bez przeciwników, zważywszy, że zagubił się także Tony Arbolino, podając rękę hiszpańskiemu talentowi, który najpierw bez problemu objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, a następnie systematycznie zwiększał przewagę. Arbolino traci 39 punktów, Jake Dixon ma 90, Canet i Lopez mają 120 punktów i tak dalej, wszyscy pozostali są na swoim miejscu. Oczywiście stawka wciąż wynosi wiele, ale przy takiej konsekwencji trudno sobie wyobrazić, aby Acosta mógł napotkać na swojej drodze jakiekolwiek inne przeszkody.
„Pięć punktów to dużo”
Na starcie na torze Buddh nie brakowało chaosu, a początkowa katastrofa spowodowała ponowne uruchomienie. Nieźle dla Acosty, drugi w obu przypadkach i choć podczas pierwszego startu nie miał czasu od razu wyprzedzić z powodu czerwonej flagi, w drugim starcie od razu odrobił pracę domową. „Nie pozostawałem długo w tyle za innymi zawodnikami, dlatego dobrze zarządzaliśmy oponami” Acosta podkreślił na koniec wyścigu. Miał ostatnie problemy z tylną oponą, ale nie na tyle, aby ktokolwiek mógł się do niego zbliżyć. „Kolejne pięć punktów na koniec mistrzostw to dużo” dodał następnie, odnosząc się do dalszego przedłużenia. Za kilka dni kolej na Japonię: w zeszłym roku po powrocie zajęli 7. miejsce, w tym roku na pewno nie będą zadowoleni z miejsca poza podium, chyba że zajdą nieprzewidziane okoliczności.
Zdjęcie: Red Bull KTM Ajo