W Mistrzostwach Świata Superbike nigdy nie było tyle pieniędzy, co teraz. Zaangażowanie pięciu obecnych producentów (Honda, Yamaha, Kawasaki, Ducati i BMW) jest ogromne nie tylko pod względem inwestycji, biorąc pod uwagę, że mówimy o dziesiątkach milionów budżetów, ale także pod względem technologii. Weźmy Ducati: zespół zaangażowany w produkcję pochodnych ma bezpośrednią, bardzo bezpośrednią linię z tym samym działem wyścigowym, który opanował w MotoGP przez kilka lat. W Superbike włoska marka wyeksportowała ten sam model działania, który obowiązuje w najwyższej klasie, w tym możliwość korzystania z „zdalnego warsztatu” w Bolonii. W Barcelonie zwykły personel został wzmocniony przez Davide Barana, dyrektora technicznego i prawą rękę Luigiego Dall’Igny. Czy czujesz się jak „cięcie” obrotów silnika, kilka godzin zajęło Rossisowi ponowne obliczenie przełożeń, krzywych mocy i całej reszty. Wynik: w trzech wyścigach w Montmelò Alvaro Bautista pojechał szybciej niż wcześniej…
Wir milionów
Ale nie o technologii chcemy rozmawiać, ale o pieniądzach. Dużo pieniędzy. W sieciach społecznościowych czytamy o kryzysie Superbikes, o reperkusjach dla rynku supersportów, który staje się coraz słabszy. Skąd więc pochodzą pieniądze na aukcję, która zaczęła zabezpieczać Topraka Razgatlioglu, z pewnością wspaniałego jeźdźca, ale nie Marca Marqueza? Yamaha, aby go utrzymać, wyłożyła 1,5 miliona na sezon z propozycją na kilka lat, w tym hipotetyczną przyszłą sprzedaż w kierunku chimery MotoGP. BMW, przekonane, że ma świetny motocykl i super zespół, ale nie czołowego zawodnika, zrezygnowało z czeku na 2,5 miliona. Nawet w czasach świetności Noriyuki Hagi, Colina Edwardsa i Troya Baylissa, być może najlepiej opłacanych w przeszłości, nie zdarzały się takie szaleństwa. Jest padok, który pływa w złocie: super opłacani jeźdźcy, sponsorzy, którzy chcą tam być za wszelką cenę, coraz większa gościnność. Puccetti Kawasaki, zespół satelitarny, obecnie nie ma jeźdźca, ale ma powierzchnię dla sponsorów o wysokości trzypiętrowego budynku.
Śródziemie
Raj nie jest mały, bo cała piątka obecnych producentów mniej więcej nie patrzy kosztem niczego: pilotów, logistyki, gościnności. Następnie jest szara strefa, czyściec. Znajdziesz tam średniej wielkości zespoły, takie jak Go Eleven czy Barni, które zrodziły się z pasji, ale z biegiem lat stały się coraz bardziej zorganizowane, zarówno pod względem technicznym, jak i logistycznym. Podmioty te mają również dużą liczbę sponsorów, wspierają agencje komunikacyjne i uznanie, o jakim zespoły fabryczne mogły marzyć trzydzieści lat temu. Ale nie wszystko złoto, co się świeci, budżety często stoją na włosku. Wzrost kosztów biletów lotniczych, jaki odnotowano w okresie Covid, wystarczy, aby wywołać pewne zawirowania.
Ostatni z ziemi
Potem jest padok w ciągłym bólu. Zespoły, którym trudno jest tam być, które robią, co mogą, jeżdżąc na nieco przestarzałych motocyklach i być może płacącym jeźdźcem, który wraz ze swoimi osobistymi sponsorami pozwala zatankować ciężarówkę, aby dostać się na tor. Wtedy będzie jakiś święty. Nie zawsze, bo w Barcelonie byli też tacy, którzy z braku części nie startowali. Z tego, co najlepsza drużyna wydaje na przekąski dla gości, ktoś ścigałby się przez pół sezonu.
Wniosek jest taki, że zawsze tak było. Rzeczywiście wcześniej było gorzej, bo Paradiso było znacznie mniejsze niż teraz, w latach 90. na torze jeździło 70 kolarzy, a ponad połowa to ludzie, którzy ścigali się w krajowych mistrzostwach. To znaczy półprofesjonaliści lub trochę więcej. Zespoły, które nie stały, również były w Złotej Erze, a nawet znacznie więcej niż teraz. Ale była jedna wielka, ogromna różnica…
Który?
Prawdziwa różnica między wczoraj a dziś polega na tym, jak opowiada się o Mistrzostwach Świata Superbike. Kiedyś to działało tak: aparat medialny składał się z kilku telewizorów i 4-5 fachowców, tych samych od dziesięcioleci, którzy reprezentowali najważniejsze gazety. Przepływ informacji był jednokierunkowy: reporterzy pisali lub komentowali w telewizji, ludzie w domach czytali i słuchali. Wszystko, co się działo, było dokładnie filtrowane, na różnych poziomach: przez samych dziennikarzy i przez Promotora. Z tego punktu widzenia bracia Flammini byli mistrzami. Scenariusz Mistrzostw Świata Superbike został napisany na stole, a reprezentacja odbywała się wyścig po wyścigu i rok po roku, kierując się bardzo precyzyjną filozofią. Obowiązkowa była rywalizacja z 500/MotoGP: tam fajni jeźdźcy, tutaj czyści i twardzi jeźdźcy. To działało przez dziesięciolecia. Wszystko zostało przestudiowane i pasowało wszystkim: mediom, promotorom, producentom, zespołom i kierowcom. Ludzie w domu marzyli i bawili się.
Inna era
Teraz promotor jest ten sam, między dwoma mundialami jest homologacja zamiast rywalizacji. Co więcej, dzięki mediom społecznościowym wszystko stało się czymś znacznie więcej płyn. Każda jednostka Mistrzostw Świata Superbike jest opowiadana na swój własny sposób, od wielkich drużyn, przez zawodników, aż po wszystkie stopnie. Zespół, który nie ścigał się w Barcelonie, opublikował jednak posty wyjaśniające, dlaczego. Sami więc założyli „sprawę”, tylko po to, żeby się oburzyć, bo w końcu nawet mainstreamowe media o tym mówiły. W dawnych czasach taka historia nie wyszłaby na jaw, dla dobra wszystkich, mistrzostwa i drużyny. A raczej zostałaby opowiedziana w taki sposób, aby uwydatnić kontury pasji i romansu poza wszystkim, nawet brakującymi elementami. Teraz króluje majsterkowanie, wszyscy się komunikują, ale nie wiedzą co i dlaczego. Dzieje się tak również na wyższych piętrach. W poniedziałek w sieciach społecznościowych promotora obiegły zdjęcia Rei i Razgatlioglu z krzywymi oczami i głupim wyrazem twarzy. Ktokolwiek płaci (bardzo wysokie) pensje obu, był bardzo urażony. Zarówno Jonathan, jak i Toprak są świadectwem produktu przeznaczonego dla dorosłych odbiorców, ponieważ ci, którzy kupują hipersportowe buty, mają 35 lat i więcej. Więc ludzie ekscytują się treścią: wyprzedzaniem, drzwiami lub ognistą rywalizacją. Nie z bzdurami. Idź wyjaśnij to menedżerom społecznościowym…
„58” ilustrowana historia inspirowana niezwykłym Marco Simoncellim na Amazon