Charles Leclerc jest już piąty rok w Ferrari i miał nadzieję, że będzie odpowiednim kandydatem do zdobycia tytułu F1, ale początek mistrzostw 2023 pokazał jasny scenariusz. Zespół Maranello nie zbudował zwycięskiego jednomiejscowego samochodu.
Choć Mattia Binotto zapowiedział, że po ubiegłorocznym GP Francji wszystkie wysiłki skupione były na tegorocznym aucie, to praca w fabryce nie wystarczyła na walkę z Red Bullem. Rzeczywiście, dziś sytuacja jest gorsza niż w 2022 roku. Nie dość, że różnica jest duża w porównaniu do zespołu z Milton Keynes, to jeszcze Aston Martin i Mercedes są z przodu.
Leclerc oczekuje reakcji Ferrari
Leclerc jest bardzo niezadowolony, nawet jeśli wielokrotnie powtarzał, że chce wygrać z Ferrari. Jest to bardzo związane tańczący koń jest także wdzięczny za zaufanie, jakim obdarzył go przez lata, ale jednocześnie jest niezadowolony, że nie jest w stanie walczyć o pierwsze pozycje. Przed startem sezonu w środowisku Ferrari panował wielki entuzjazm, ale pierwsze wyścigi już go ugasiły.
To nie przypadek, że od tygodni krążą plotki o możliwym pożegnaniu Leclerca, który ma wygasający w 2024 roku kontrakt i którego przedłużenie jest wysoce niepewne. Obecny w Baku na Grand Prix Azerbejdżanu kierowca z Monako tak opisał swoją sytuację:Jak dotąd wydajność nie była tym, czego chcieliśmy. Pierwsze trzy Grand Prix były dla mnie katastrofą. W ostatnich tygodniach zrobiliśmy reset, aby zrozumieć, jak zoptymalizować pakiet. Zespół przechodzi restrukturyzację i jestem spokojny o przyszłość, Vasseur wie, czego chce„.
Odnosząc się do plotek o rzekomych kontaktach z Mercedesem, który chciałby go mieć po Lewisie Hamiltonie, zaprzeczył wszystkiemu: „Jeszcze z nim nie rozmawiałem. Jestem całkowicie skupiony na projekcie Ferrari. Jestem pewny siebie na przyszłość, potem zobaczymy„. Charles nadal wierzy w swój obecny zespół, ale nie może całkowicie wykluczyć możliwości odejścia, jeśli sprawy nie ułożą się po jego myśli. To normalne, że kierowca jego kalibru rozgląda się na rok 2025. Ferrari musi przekonać go do pozostania, a jedynym sposobem jest zapewnienie mu konkurencyjnego samochodu.
Verstappen ma to w F1
Kto nie ma problemów z kontraktem, to Max Verstappen, związany z Red Bullem do 2028 roku. Jest wielkim faworytem do zdobycia tytułu w 2023 roku i jest w stanie, którego pozazdroszczą mu wszyscy jego koledzy. Jest jednak coś, co nie do końca cieszy holenderskiego kierowcę.
W rzeczywistości nie podobają mu się zmiany wprowadzane przez najwyższe kierownictwo F1. Od zbyt wielu zobowiązań w kalendarzu po nowe formaty, istnieje kilka opcji, z którymi się nie zgadza: „Jeśli wciąż rozszerzają kalendarz, a weekend robi się tak długi, w pewnym momencie zastanawiasz się, czy warto. Mam kontrakt do 2028 roku i wtedy o tym porozmawiamy. Jeśli wszystkiego staje się za dużo, nadszedł czas na zmianę. Teraz mam motywację i kocham to, co robię, ale są pewne granice. Poza tym chciałbym robić też inne rzeczymi zawody„.
Max jasno określił swoje stanowisko. Będzie respektował obecny kontrakt, a potem oceni, czy warto dalej ścigać się w Formule 1. Zawsze powtarzał, że chciałby startować w wyścigach długodystansowych, aw Baku powtórzył to po raz kolejny. 2028 jest daleko, ale najwyższe kierownictwo Cyrk będą jednak musieli uważać, by nie przesadzić z chęcią zniekształcenia mistrzostw na ołtarzu „ekstremalnej” rozrywki.
Zdjęcie: Formula1.com