GP w Aragonii będzie pierwszą na świecie okazją do Alessandro Morosi. Kolarz klasy 2004 Lombard, który ma 18 lat 16 grudnia, zadebiutuje w barwach MT Helmets-MSi, gotowy na ekscytującą dziką kartę w Mistrzostwach Świata Moto3. Pierwsza okazja, by ścigać się z najszybszymi kierowcami na świecie, a także zgromadzić doświadczenie w procesie rozwoju. Ale kim jest ten młody Włoch? Jaka praca stoi za jego pierwszym występem w mistrzostwach świata? Pogadaliśmy przed jego światowym debiutem, sam Wam o tym opowiada.
Twoja pierwsza szansa w Mistrzostwach Świata pojawia się w Aragonii, pierwszej dzikiej karcie.
Szczerze, nie spodziewałem się tego w tym roku. Zwłaszcza, że po ostatnim sezonie nie czułem się gotowy, aby zmierzyć się z tym doświadczeniem, które jest na szczycie i dlatego wymaga pewnego poziomu. Nie możesz tam iść bez przygotowania. W tym roku jednak udało nam się wykonać dobrą robotę i bardzo poprawić moją część sportową razem z Akademią SPN, moim trenerem Nico Ferreirą i kolegami z Akademii. Poza tym dużo trenowałem na rowerze, co jest najważniejsze, i dlatego udało mi się uzyskać dobry poziom. Ta dzika karta pomoże mi urosnąć trochę dłużej, wszystko, czego się nauczę, przyniosę mi w CEV, od tego czasu będziemy ścigać się właśnie w Aragonii.
Światowy debiut, jakie to emocje?
To jest bardzo dziwne. Czuję się bardzo podekscytowany myśląc, że wejdę na tor i znajdę się obok zawodników, których zawsze widziałem w telewizji! To dziwne uczucie, trudne do opisania, ale celem jest dać z siebie wszystko i postaram się być jak najbardziej spokojna. Zobaczmy, czy poradzimy sobie dobrze.
Przedstaw się: kim jest Alessandro Morosi? Gdzie zaczyna się Twoja motocyklowa podróż?
Zacząłem bardzo późno w porównaniu do moich rówieśników. Wystartowałem dopiero w 2016 roku, po startach w dwóch wyścigach Minimoto w 2015 roku: nie byłem zbyt silny, potraktowałem to jako zabawę. W następnym roku spróbowałem Ohvale, spodobał mi się i od razu byłem wystarczająco silny. Faktem jest, że mój tata zapisuje mnie do mistrzostw Włoch i do reprezentacji narodowej CNV: Udało mi się wygrać i wszyscy byliśmy trochę podekscytowani. Mój tata i ja, moja mama i babcia, ciężko jest ich podekscytować motocyklami… Więc potraktowaliśmy ich trochę poważniej i w następnym roku zapisali mnie do MiniGP, zawsze mistrzostw Włoch na bardzo wysokim poziomie. Trudny rok, ponieważ od razu odniosłem kontuzję podczas testów, a potem pojechałem kilka wyścigów z jeszcze źle zespawaną kością nogi. Następnie przeszedłem do PreMoto3 z zespołem Full Moto z Cassano Magnago [in provincia di Varese, ndr] i udało mi się wygrać od razu w pierwszym roku. Szczytowy sezon, już w pierwszych testach byłem bardzo mocny i pobiłem kilka rekordów, jak choćby Mugello czy Vallelunga. Pod koniec roku były wielkie emocje: mieliśmy do czynienia z ekipą Gresini, w następnym roku udało mi się z nimi ścigać i zdobyć podium w Vallelunga. Udało mi się walczyć z Surrą, moją wspaniałą przyjaciółką, ale było kilku zawodników: Zannoni, Spinelli, Carraro… Naprawdę mocni ludzie teraz w Mistrzostwach Świata. Potem zrobiłem rok z TM, zawsze w CIV. Powinienem był ścigać się w CEV, ale nie było okazji z powodu pandemii i zespół nie mógł się ruszyć.
Szansa jednak nadejdzie w 2021 roku.
Zadebiutowałem w CEV z Laglisse, co było dość negatywnym doświadczeniem: to był mój pierwszy rok, nie znałem torów w porównaniu z innymi, którzy również brali udział w Rookies Cup, znali wszystkie strategie, ale byłem tam bez ktokolwiek mi pomagał i jak zawsze stawiałam czoła weekendom. Jednakże, będąc mistrzostwami świata juniorów, poziom był bardzo wysoki i nie można go pokonać z łatwością, z jaką rozgrywa się mistrzostwa Włoch, zawsze na wysokim poziomie. Ale kiedy w zeszłym roku grałem dziką kartę w CIV z AC Racing, z którym ścigam się ponownie w tym roku, spotkałem Nico Ferreirę z Akademii SPN i mój tata kazał mi spróbować. Jest Luca Lunetta, teraz mój kolega z drużyny, są też Guido Pini… W każdym razie ludzie, których znałem, więc kazał mi spróbować i sprawdzić, czy go lubię. Na wypadek, gdyby zostawił mnie tam trochę dłużej, więc trenowałem z nimi, aby spróbować się poprawić.
I tam wszystko się zmienia.
Właściwie idę, od razu czuję się dobrze i rozumiem, że pracy za mistrzostwami na tym poziomie było naprawdę dużo, zwłaszcza na poziomie fizycznym. Myślałem, że robię dużo, ale myślę, że to była jedna piąta tego, co robię teraz. Zwłaszcza motocyklem: byłem przyzwyczajony do jeżdżenia raz w tygodniu, w sobotę lub niedzielę. Tam w Hiszpanii, nie licząc na to, że rodzice zabiorą mnie na tor, Nico zabiera mnie tam i jeżdżę cztery razy w tygodniu. Zawsze jeździsz na rowerze, z wieloma silnymi facetami trenującymi razem, więc zawsze jesteś stymulowany, aby robić lepiej i podnosić poziom. Z nim zmierzyłem się w tym roku z CEV z AC Racing Team, jesteśmy coraz lepsi i teraz mam taką możliwość. Oczywiście się zgodziłem, zobaczmy, czy jeszcze mogę się rozwijać.
Twoje przygotowanie się zmieniło. Jak zmienił się jeździec Morosi?
Jedną z rzeczy, które bardzo zmieniłem, jest dyscyplina, z jaką robię rzeczy. Wcześniej może trening był osobny, nie sądziłem, że jest niezbędny, nie sądziłem, że jest tak ważny, jak uważam to teraz. Mam swoją dietę i muszę jej przestrzegać, mam wagę do osiągnięcia przed zawodami, mam harmonogram treningów do przestrzegania, mam czas na sen i jeden na wstawanie. Jako osoba również czuję się lepiej z tego punktu widzenia.
Wracając do swoich początków, zacząłeś jeździć późno, ponieważ najpierw spróbowałeś innych sportów, prawda?
Przed rowerami robiłem wiele rzeczy. Piłka nożna zajmowała mnie przez 4-5 lat, kiedy byłem bardzo młody, ale jednocześnie uprawiałem także BMX, podążając za tym, co zrobił mój przyjaciel. Do 2012 roku, jeśli dobrze pamiętam. Była też koszykówka… Spróbowałam wielu sportów, poza hokejem powiedziałbym, że próbowałam praktycznie wszystkich.
W końcu jednak trafiłeś do motocykli.
Tak, w 2015 roku pierwszy raz wjechałem na tor z mini rowerem, tak dla żartu. Potem zacząłem traktować to poważniej.
Przyjechałeś do CEV w 2021 roku. Co było dla Ciebie najtrudniejsze? Poza tym, że nie znałeś obwodów.
Powiedziałbym, że była to kombinacja rzeczy. W pierwszym roku miałem do czynienia z zespołem, którego nie znałem, z językiem hiszpańskim, którego nie znałem i którego musiałem się nauczyć. Oprócz tego, że nie znałem torów, wśród najważniejszych rzeczy są strategie: w kwalifikacjach trzeba wiedzieć, ile okrążeń do przejechania, odpowiednia odległość od kierowcy z przodu, żeby dobrze się bawić… Rzeczy że nie doceniasz, jeśli nie masz doświadczenia, ale to właśnie sprawia, że awansujesz w rankingach. Wielu gości z CEV również bierze udział w Rookies Cup i ma duże doświadczenie na lotnych okrążeniach, jak używać gumy, jak ustawiać się na torze. Z drugiej strony wszedłem i chodziłem, co przyszło, było. To małe rzeczy robią różnicę.
Czy jest jakiś tor, na którym zmagałeś się bardziej?
Nie wiem… we wszystkich wypadłem źle! Jedynym, który dał mi satysfakcję w zeszłym roku był Aragon, w testach: pierwszy raz jechałem szybko, dobrze czułem się na rowerze, jechałem bez zastanowienia i podobało mi się. Bardzo lubię to jako utwór. To jest najpiękniejsze, patrząc na najgorsze… Może powiem Jerez, tak bardzo się tam zmagałem.
Twój numer to 19. Czy to ma jakieś szczególne znaczenie?
To zawsze była liczba, która przydarzała mi się w każdej sytuacji. Na przykład idę do restauracji i dochodzę do stolika 19, albo odwracam się do telewizora i sprawdzam ten numer. To zawsze mnie „nawiedzało”! Ale jest też podtekst mojego ojca, który zawsze kojarzył mi się z Freddiem Spencerem. Powiedzmy, że podpisałem 19. i ostatecznie wybrałem go na wyścig.
W Moto3 jednak nie będziesz mógł z niego skorzystać, co wybrałeś?
Tak, Ogden to ma. Pobiegnę z numerem 91: żadnych obliczeń naukowych, odwróciłem to do tyłu.
Czy jest jakiś światowy jeździec, którego częściej obserwujesz?
W Moto3 bardzo lubię Guevarę. Po prostu bardzo lubię to, jak jeździ na rowerze, jak jeździ, jak stawia czoła wyścigom, z rakietą, która próbuje natychmiast uciec. Generalnie jednak, jeśli mam powiedzieć mojego ulubionego kierowcę, to powiem wam Fabio Quartararo. Nigdy się nie myli, jeździ na motocyklu o gorszym silniku, ale zawsze udaje mu się być z przodu. Widziałem go na żywo w Misano podczas towarzyszącej mu rundy CEV, obserwowałem go na torze: to naprawdę samochód, nie popełnia błędów i zawsze jest precyzyjny, perfekcyjny. Naprawdę robi wrażenie.
Wracając do swojej dzikiej karty, czy wyznaczyłeś sobie jakieś cele?
Zauważyłem, że za każdym razem, gdy myślisz o czymś w określony sposób, na pewno nie. Jadę tam ze świadomością, że umiem dobrze sobie radzić, ale nie chcę stawiać sobie celu w głowie. A gdybym postąpił gorzej, czułbym się, jakbym nie dał z siebie wszystkiego. Zamiast tego chcę tam pojechać i dać z siebie wszystko, co przychodzi. Bez celu, po prostu chcę stawić temu czoła z uśmiechem i pomyśleć o dobrej zabawie, ponieważ jest to okazja, która zdarza się niewielu ludziom na świecie.
Jeśli chodzi o przygotowania, Akademia, do której należysz, znajduje się w Hiszpanii, ale mieszkasz i rywalizujesz także we Włoszech. Jak się organizujesz?
Zasadniczo jestem w prowincji Varese, ale rzadko siedzę w domu. Rzeczywiście, prawie dziwnie się robi, kiedy wracam, prawie nie pamiętam, jak to jest! Teraz myślę, że znam już wszystkie hotele na świecie, zawsze jestem daleko, często w Maladze, gdzie jest Akademia. Potem jestem wokół wyścigów, w tym wyścigów motard we Włoszech, Moto3 … Zawsze jestem bardzo zajęty. Ale jeszcze się nie przeprowadziłem, bo chcę skończyć piątą klasę liceum, jestem naukowcem o sporcie.
Jak trudno jest zarządzać zarówno zaangażowaniem sportowym, jak i szkołą?
Na szczęście nieobecności są uzasadnione. Potem robią programy specjalnie dla mnie, żeby mogli je śledzić nawet wtedy, gdy mnie nie było, i nie pytają mnie np. o Boską Komedię dzień po konkursie. Ale dają mi czas na zebranie książek i odświeżenie pamięci. Jest to jednak bardzo trudne. Pamiętam na przykład zeszłego roku: na dwa tygodnie przed końcem szkoły brakowało mi jeszcze sześciu ocen, dwóch z przedmiotu, więc…