Wszystko zaczęło się od Michela Vaillanta, bohatera komiksu. Magazyn dla dzieci opowiadał o przygodach tego francuskiego kierowcy, dzięki czemu Cristina Siani była pasjonatką świata silników. Potem dorastała, pracowała najpierw w ACI, potem w Mugello i przez dwadzieścia lat w sztabie Superbike World Championship. W motocyklach Cristina spotkała miłość: Giovanni Di Pillo Nierozłączna para. Jego historia to skupisko pasji do silników, anegdot, entuzjazmu, wspomnień, ze szczyptą nostalgii, ale z dużą dozą witalności.
„Kiedy byłem dzieckiem, istniała Corriere dei Piccoli- Cristina Siani mówi Corsedimoto – opowiadał o przygodach Michela Vaillanta, pilota, który ścigał się na torze. Nosiłem to wspomnienie ze sobą. Pochodziłem z Florencji, studiowałem języki i od czasu do czasu jeździłem do pracy w ACI. Byłem studentem, który chciał trochę zarobić. Biuro znajdowało się blisko toru wyścigowego Mugello i zacząłem pomagać w sekretariacie oraz w recepcji wyścigu po wejściówki. Spotkałem tam Giovanniego Di Pillo, mówcę obwodu. Spędziliśmy razem całe życie, dzieląc się pracą i pasją do silników. W Mugello poznałem także braci Flammini, twórców i promotorów Mistrzostw Świata Superbike”.
Jaka była Twoja praca?
„Początkowo zajmowałem się recepcją i było to bardzo wymagające. Przepustki robiono ręcznie, było tyle zajęć: to była naprawdę ciężka praca. Piloci przyjechali po nich osobiście i pamiętam taką fajną anegdotę”.
Który?
„Graziano Rossi był specyficzną postacią, która chodziła z kurą na smyczy. Pewnego dnia przyszedł po przepustkę ze swoim stworzeniem na ramionach. Miała anielską twarz, niebieskie oczy, kaskadę blond loków, a ja wykrzyknąłem „co za piękna dziewczyna”, a cichy głos odpowiedział: „Nie jestem dziewczyną, jestem Valentino!” Od tamtej pory zawsze sobie z tego żartowaliśmy. Vale był naprawdę wspaniały jako dziecko. Miałbym tysiąc innych historii, jak imprezy na padoku z rozbierającymi się jeźdźcami i wiele innych. Może zabrzmi to nostalgicznie, ale myślę, że przeżyłem złotą erę, zwłaszcza Mistrzostwa Świata Superbike”.
Opowiedz nam o tym supermotocyklu…
„Flammini poprosili mnie, żebym dla nich pracował, więc nie tylko w Mugello, ale także na całym świecie i podczas innych ich wydarzeń. Na początku zajmowałem się recepcją, potem także marketingiem, biurem prasowym, działaniami koordynacyjnymi: uważano mnie za pomocnika Paolo Flamminiego. Z biegiem czasu zdobyłem duże doświadczenie i dzięki temu stałem się zaufaną osobą Prezydenta. Zebrałem prądy, głosy bezpośrednio na boisku i opowiedziałem mu o swoich wrażeniach. Przebywałem w SBK od 1993-1994 do 2013 roku, kiedy pojawiła się Dorna, wszystko się zmieniło i nie posunęliśmy się do przodu. Byłam też trochę zmęczona, szczerze mówiąc: to było piękne, ale bardzo wymagające życie”.
Nadal siedziałeś w silnikach?
„Przez kilka lat byłem freelancerem. Z moim mężem, DJ Ringo i Virgin Radio zorganizowaliśmy kilka bardzo fajnych wydarzeń medialnych. Potem Giovanni zachorował, była pandemia, z jednego i drugiego trochę zrezygnowałem. Od kilku lat jestem zaangażowany w organizację FIM Awards, mam kilka innych kolaboracji w toku, ale nie mam już umiejętności planowania, które miałem kiedyś. Robię to, co lubię i sprawia mi to przyjemność. Przez długi czas doświadczałem motocykla obiema rękami razem z legendami tego sportu, naprawdę wyjątkowymi ludźmi, z niepowtarzalną charyzmą”.
Podstawą wszystkiego była pasja.
„Mówienie o pracy to prawie za dużo, ponieważ było tyle nieokiełznanej pasji, zabawy i entuzjazmu zarówno mojego męża, jak i mnie, że było to coś naprawdę pięknego. Potem był nie tylko tor, ale także motocross, pracowaliśmy też w wyścigach samochodowych i trochę ścigaliśmy się w sportach motorowych. Przez lata stworzyliśmy wspaniałe ludzkie relacje z jeźdźcami, ale także z mechanikami i wszystkimi ludźmi z branży. Poczułem pewne wyjątkowe emocje, które noszę w sobie”.