Team MMR to jedyny włoski zespół obecny w Mistrzostwach Europy Moto2, część tego, co obecnie nazywa się JuniorGP. On tym zarządza Massimiliana Morlacchiegobyły zawodnik, który stawiał pierwsze kroki w R125 Cup Yamaha i R6 Cup. „Dorastałem w sklepach jednej marki” powiedział w tej sprawie sam szef MMR. Kroki, które pomogły mu zorganizować Aprilia RS660 Trophy, którego jest częścią i który w tym roku jest drugim sezonem. Morlacchi następnie ścigał się również w 600 Stock i 600 Supersport w CIV, zanim powiedział dość i przeszedł „Po drugiej stronie muru”. Teraz zarządza zespołem debiutującym w tym roku w Moto2 z Włochami Mattią Rato i Tommaso Marconem, w 2023 (tutaj kalendarz) powtórzy to w odnowionym składzie. Ale jakie stany to początki zespołu? Jak minął pierwszy rok w nowej lidze? To i wiele więcej w naszym wywiadzie.
Massimiliano Morlacchi, jak narodził się twój zespół?
Ścigałem się przez wiele lat, aż zdecydowałem się zakończyć karierę motocyklową. Postanowiłem więc przejść na drugą stronę ściany i nadać kształt konstrukcji. Kiedy się urodziła, była naprawdę mała, ale celem zawsze było dodanie dodatkowego elementu. Przez kilka lat miałem kilku kolarzy ścigających się w CIV w Supersport 600, Supersport 300, R3 Cup, w którym zdobyliśmy tytuł w 2018 roku z Kevinem Arduinim. Zawodnik, który później pojechał na Mistrzostwa Świata. Dlatego przez lata kręciłem się w Mistrzostwach Włoch w tych kategoriach, aż do 2020 roku. Razem z dwiema innymi osobami stworzyliśmy projekt, 660 Trophy: zarządzany z BK Corse, żonaty z Aprilia Racing, następnie Massimo Rivola i quant inny.
W tym roku nastąpił ważny krok dla twojego zespołu.
Po pierwszym roku działalności powiedziałem sobie: „Dlaczego nie rozbudować struktury, próbując stworzyć zespół również w Moto2?” Struktura w takim kontekście zawsze była moim marzeniem. Pomyślałem, że fajnie byłoby zbudować strukturę w CEV Moto2, ale zawsze podążając tą samą trasą. Przykładem są kolory Aprilia na motocyklach, w garażu i na ciężarówce, oczywiście w zgodzie z Massimo Rivolą: ścieżka dla młodych ludzi, którzy od najmłodszych lat decydują się na drogę Aprilia. Dlatego tegoroczny zwycięzca Trophy, Max Toth, zdobył swoją dziką kartę w Walencji pod koniec roku i prawdopodobnie w 2023 roku będzie z nami jako trzeci kierowca.
Nowa formacja zatem wciąż do zdefiniowania?
Oficjalnie ogłosimy to w pierwszym tygodniu stycznia. Ale jednym jest Mattia Volpi, który został już ogłoszony, potem jest Maxwell Toth: jesteśmy w fazie negocjacji, ale powinniśmy się połączyć. Trzeci kierowca będzie niespodzianką! W rzeczywistości będziemy mieli skład z trzema zawodnikami zamiast dwóch, dodamy motocykl w porównaniu z tym rokiem.
Jak poszedł twój debiut w Mistrzostwach Europy Moto2?
Mieliśmy 16-letniego Mattię Rato, który przejechał dwa sezony w Moto2 CBR, ale jak wszyscy inni, był to jego pierwszy raz w Moto2 Triumph. Zaczęliśmy bardzo mocno i od razu podium! To była ważna chwila. Z Tommaso, z drugiej strony, mieliśmy dużo pecha, zaczynając od bardzo poważnego wypadku w pierwszym wyścigu w Estoril. Mnóstwo wypadków, z których większość spowodowali inni jeźdźcy. Kiedy rok zaczyna się w ten sposób, też trudno go wyprostować. Ale poza tym nie mam nic do powiedzenia na temat zespołu: wykonaliśmy świetną robotę, pokazaliśmy się i jesteśmy również punktem odniesienia w Moto2, będąc jedynym włoskim zespołem.
Był „szczególny” moment, wypadek pomiędzy dwoma kolarzami.
Tak, w Jerez. W końcu takie rzeczy się zdarzają: w wyścigu zawsze chcesz ukończyć wyścig przed przeciwnikiem. Tym bardziej, jeśli masz go kilka centymetrów dalej i to ostatni zakręt. Powiedziałem chłopcom, że można było tego uniknąć między kolegami z drużyny, ale „jest w porządku”. To nie pierwszy raz i nie ostatni, to znaczy w historii motocyklizmu, ale zawsze staram się podejść do sprawy bardzo filozoficznie. Nie ma sensu tworzyć złych nastrojów czy napięć, trzeba uczyć się na błędach. Oczywiście, jeśli wtedy nastąpi nawrót raz, dwa, trzy razy, to w tym momencie musisz przejąć stery.
„Hot” jak sobie radzisz w takiej sytuacji?
Bardzo spokojnie. Niestety nie graliśmy w tym wyścigu o nic, więc nie straciliśmy miejsc na podium ani ważnych punktów. W takim przypadku byłoby zupełnie inaczej… Nawet w upale więc sami piloci nie byli ze sobą wzburzeni, by nie powiedzieć jasno, że można tego uniknąć. To są rzeczy, które trwają tylko kilka minut.
Wróćmy do pierwszego podium z Mattią Rato. Jak bardzo pomogło to pod względem morale?
Bardzo bardzo mocno! To było imponujące. To był wyścig 2 w niedzielę, wracaliśmy z wyścigu 1, w którym Tommaso miał wypadek: z powodu bólu fizycznego nie ścigał się ponownie, motocykl został całkowicie zniszczony natychmiast na starcie. Pierwszy wyścig w roku, jeśli tak to ma wyglądać… Zamiast tego w drugim wyścigu zrobiliśmy 17-18 okrążeń z zapartym tchem, by potem zobaczyć się na podium! Za pierwszym razem, na debiucie, kiedy wszyscy cię obserwują. To było naprawdę bezcenne.
Spodziewałeś się, że będziesz w stanie powtórzyć to jeszcze przynajmniej raz, prawda?
Oczywiście, a my też mieliśmy kilka okazji, aby to zrobić. Niestety jednak chybiliśmy. Czasami brakowało zespołu, który nie był w stanie ustawić motocykla w najwłaściwszym ustawieniu, ale w wielu innych przypadkach byli to kolarze, z różnych powodów, z powodu nadmiernych wypadków lub dlatego, że nie byli w najlepszym stanie. Krótko mówiąc, nie udało im się zrobić tego dodatkowego kroku, aby zająć miejsce na podium podczas wyścigu. Ale jest, to jest doświadczenie.
Wyraźnie widać jednak nutę rozczarowania.
Pod tym względem zdecydowanie tak. Pokazaliśmy, że stać nas na to, byłoby słuszne i właściwe w stosunku do całej ekipy i samych kolarzy, gdyby nam się to udało. To dobre dla morale zespołu i kolarzy, ale niestety nie przyjechał. To jest coś, nad czym musimy pracować w przyszłym roku, aby spróbować poprawić.
Jakie były główne różnice lub trudności w stosunku do Mistrzostw Europy Moto2?
Trudność Powiedziałbym, że nie. W zespole każdy ma swoją rolę, mamy dziewczynę, która zajmuje się wyłącznie organizacją logistyki, hoteli, lotów… Nie było żadnych problemów w tym zakresie. Oczywiście była to organizacja, którą musiałem zrobić wcześniej, właśnie dlatego, że wiedziałem, że będzie się znacznie różnić od mistrzostw krajowych. Generalnie jednak organy, z którymi współpracowaliśmy, w tym przypadku Dorna, prezentują bardzo wysoki poziom profesjonalizmu. Moim zdaniem inne mistrzostwa powinny uczyć się na ich pracy: wszystko jest zorganizowane w najdrobniejszych szczegółach, przede wszystkim stawiają zespoły i zespoły na pozycji do dobrej pracy i bez pośpiechu.
Nawet CIV?
Powiedzmy, że doskonale znam problemy mistrzostw Włoch. Ale w każdym razie są to dwa różne mistrzostwa, których nie można porównywać. Oczywiście, jeśli zapytasz, która organizacja jest najlepsza, odpowiedź brzmi bez wątpienia JuniorGP. Bardziej profesjonalny sektor, z drugiej strony, powiedziałbym, że wciąż jest przedprofesjonalny, a dzisiejszy młody zawodnik rozwija się znacznie bardziej w kontekście JuniorGP niż w CIV.
W Mistrzostwach Europy Moto2 poznałeś też kilka nowych torów.
To wszystko jest bardzo piękne, jak dziecko w pierwszy dzień szkoły! Spotykasz nowych ludzi, odwiedzasz nowe miejsca, tory, które do tej pory widziałeś tylko w telewizji. Jak na pierwszy rok to były wielkie emocje. Pięknie żyć i opowiadać, piękna pamięć.
Która runda była najlepsza? Niezależnie od efektu końcowego.
Na skórze najpiękniejsza była skóra Estoril. To była pierwsza, a więc ta najbardziej przepełniona niepokojem, w której zastanawialiśmy się, czy wszystko jest w porządku, czy czegoś nie brakuje. Wykonaj pierwszy wolny trening, pierwsze kwalifikacje z mieszanką emocji. Wypadek Tommaso, który był silną, ale oczywiście negatywną emocją. Tuż po podium Mattii, które zamiast tego było bardzo silnymi emocjami, które zrównoważyły poranek. W tym sensie była to prawdziwa bomba. Poza podium pod względem emocjonalnym była to najlepsza runda.
Wracając do Ciebie, jak wyglądało przejście na „drugą stronę”?
Minęło już siedem lat, ale doskonale pamiętam dzień, w którym zdecydowałem się zakończyć wyścigi motocyklowe. To była sucha decyzja, zdjąłem kask i powiedziałem: „Nie będę już ścigał się motocyklem”. Rzeczywiście jasny wybór, ponieważ tego dnia nigdy więcej nie dotknąłem motocykla. Ale to jest coś, co dobrze przeżyłem, zrobiłem to, co zrobiłem i chyba nadszedł ten moment, kiedy poczułem, że mogłem dać z siebie dużo więcej na tej pozycji niż na pozycji kolarza. Przeżyłem to bez żalu, z najwyższym przekonaniem i pragnieniem dotarcia do dnia, o którym wszyscy marzą.
Co zmieniło się na poziomie emocjonalnym między kierowcą Morlacchi a kierownikiem zespołu Morlacchi?
Niepokój przed zawodami jest taki sam! Być może jako kierownik zespołu odczuwasz to jeszcze mocniej, ale poza tym różnic nie ma. Zawsze są to szczególne emocje, zarówno zawodnik, jak i kierownik zespołu odczuwają niepokój przed wyścigiem. Jednak trzeba powiedzieć, że kierowca, gdy gasną światła, odwołuje swoje myśli i myśli tylko o ściganiu się, zamiast tego garaż i cała obsługa wchodzą w bezdech na 35, 40 minut. Może to nawet bardziej męczące!
Jesteś jednym z wielu byłych kierowców, którzy teraz zarządzają zespołem. Co Twoim zdaniem daje ta „podwójna rola”?
Będąc pilotem, możesz wcześniej zrozumieć wiele rzeczy. Na przykład o potrzebach kierowców, ich potrzebach lub o tym, co chcą przekazać, próbując wyjaśnić wrażenia na torze. Doświadczyłem ich na własnej skórze, więc rozumiem wcześniej niż tych, którzy nie byli kierowcami, a więc nie doświadczyli pewnej dynamiki i trudniej jest im pojąć pewne rzeczy. W tym sporcie wyczucie czasu jest kluczowe, myślę, że jest to coś, co przynosi wiele korzyści.
Jest to również przydatne, aby móc zauważyć, że coś więcej niż twoi piloci z zewnątrz.
Tak, dokładnie. Oprócz tego, że być może ty też miałeś chwile słabości z powodu zmiany, która poszła źle lub w każdym razie nie tak, jak się spodziewałeś. Jeśli nigdy nie doświadczyłeś czegoś takiego, nie trzeba wiele mówić…