Czy to wszystko zrodziło się z boskiego błysku? Może. Historia Gianluca Nannellego jest naprawdę fajna, pełna ciekawych anegdot, które wydają się być wzięte z filmu. Gianluca Nannelli urodził się we Florencji w 1973 roku i przez lata był jednym z bohaterów Mistrzostw Świata Supersport i Superbike. Obecnie jest technikiem FMI, właścicielem Nannelli Riders Academy.
„Pasja do motocykli narodziła się, gdy byłem dzieckiem – Gianluca Nannelli mówi Corsedimoto – pewnego dnia wyszedłem z katechezy, zobaczyłem przed sobą wystawę sklepu Bianchiego, w Incisa Valdarno. Były wszystkie Ducati na wystawie, Malaguti i to była miłość od pierwszego wejrzenia, prawie porażenie prądem, naprawdę! Wróciłem do domu i powiedziałem rodzicom, że chcę motocykl, a oni nie potrafili tego wytłumaczyć. Wciąż pamiętam, jak zapytano mnie, co powiedział mi ksiądz. Ale jak, posyłamy go na katechezę, a on chce rower!”.
Ale nie chcieli wiedzieć?
“Absolutnie! W tej sprawie byli bardzo sztywni, nieugięci. Więc jak tylko zacząłem pracować, odłożyłem trochę pieniędzy i kupiłem motocross, jedyny na jaki mnie było stać, ale chciałem jechać na tor. W wieku dwudziestu lat uległem wypadkowi samochodowemu. Musiałem więc czekać i zacząłem ścigać się motocyklami w wieku 22 lat na Cagivie Mito. Wolny czas spędzałem z przyjaciółmi z Ducati Valdarno i jeździłem z nimi na wyścigi SBK. Jeśli ktoś chodził do obwodu, dołączałem. Motocykle były moją pasją i udręką. Pewnego dnia pojechałem do Imoli, aby obejrzeć wyścig o mistrzostwo świata i był tam epizod, którego nigdy nie zapomnę”.
Co się stało?
„Byłem w Tosa z przyjacielem o pseudonimie Noce. Powiedziałem mu: „Idę tam”, a on na to: „ale nie, nie możesz wtargnąć na tor”. Ale jestem jak „nie, nie, nie teraz. Stamtąd jadę na tor, wkrótce będę się tam ścigał w Superbike z Ducati”. Chciałem ścigać się w Superbike. to było moje marzenie niemal do mojej obsesji. Wierzyłam w to całym sercem, każdą komórką ciała. Potem kilka lat później ścigałem się w Imola, nawet wygrałem, a Noce przeskoczył bariery i przyszedł mnie przytulić. Spojrzeliśmy wstecz na ten odcinek i nastąpiła eksplozja radości”.
Czy poza Imolą w twoim sercu pozostała również Monza?
„Myślę, że na Monza 2005 wkroczyłem we współczesną historię. Ścigałem się w Mistrzostwach Świata Supersport z Caracchim i mieli Lanziego w Superbike, ale on doznał kontuzji w Walencji. Caracchi zaproponował mi start w ten sam weekend w obu klasach i również stanąłem na podium. Nieopisana radość”.
Nawet twoje podium w Walencji 2007 ma dobrą historię.
„Drużyna Caracchi zaczęła zdobywać tytuł w tamtym roku, ale sprawy nie szły dobrze. Przed wyścigiem powiedzieli mi, że główny sponsor był rozczarowany wynikami, chciał zrezygnować i ryzykował zamknięcie. Zacząłem z ogromną presją i znalazłem się na piętnastym miejscu, po czym wściekle wróciłem na trzecie miejsce. Zsiadłem z motocykla i powiedziałem: „Z takim podium zespół się nie zamyka, prawda? A Caracchi zaczął się śmiać. To był żart. Wiedział, że włożę w to serce i że będzie to dla mnie dodatkowy bodziec”.
Jaki był kluczowy moment w Twojej karierze?
„Kiedy straciłem z oczu moje marzenie, którym zawsze było ściganie się z Ducati. W 2006 powinienem ścigać się z Ducati w ekipie Borcianiego, zamiast tego byłem zarozumiały i pojechałem do Hondy z myślą o zdobyciu mistrzostwa, ale zostałem na nogach jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. W tym momencie musiałem zadowolić się tym, co znalazłem, dokonać kilku zmian i ostatecznie na szczęście Caracchi znów mnie złapał i wróciłem z nimi, do Supersport z 749”.
W 2007 roku celowałeś w tytuł, ale co się stało?
„Byłem trzeci w mistrzostwach, ale na Silverstone rozbiłem się w ulewie. Zrobiłem sobie krzywdę, potem wróciłem w kilku ostatnich wyścigach czując ogromny ból, ale tytuł był teraz na skraju”.
Kiedy zdecydowałeś się odejść z zawodów?
„Pod koniec mojej kariery poświęciłem się CIV. W przeddzień ostatniego wyścigu, w 2012 roku, w sobotni wieczór nawiedziły mnie dziwne myśli. Miałem 39 lat i myślałem o mojej rodzinie, o tym, że gdybym został skrzywdzony, naraziłbym rodziców, którzy są już w podeszłym wieku. Nie chciałem już ryzykować iw tym momencie zrozumiałem, że następnego dnia przebiegnę swój ostatni bieg. Spełniłem już wszystkie moje życzenia jako kierowca i nadszedł czas, aby opuścić wyścigi. Trzymałem się z dala od wyścigów przez dwa lata, potem zostałem technikiem MFW”.
Gianluca Nannelli, co próbujesz przekazać dzieciom, które trenujesz?
„Oprócz kwestii technicznych staram się, aby zrozumieli, jak ważne jest dążenie do swoich marzeń. Jeśli się naprawdę w to wierzy i naprawdę czegoś chce, trzeba się zaangażować, walczyć i osiągnąć każdy cel”.